Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

Sobek, który na to z dołu patrzał, i miał zręczność tego dnia dwa razy się przemknąwszy do Brześcia, rozsłuchać w tem, co szlachta sobie pomrukiwała, kręcił głową i zamyślony chodził.
Wieczorem, kupami szlachta zaczęła ciągnąć do Terespola, dobrze podpiła, wrzekomo z rewerencją, a w istocie dla powzięcia języka.
Nadciągnął z jedną kupą pułkownik Matusewicz, którego podskarbi posądzał, że mu nie bardzo sprzyja, submittował się, drwił sobie po trosze, i ze swym pułkiem nad wieczór do Brześcia odciągnął. Doniesiono do pałacu, że ci goście wracając, na moście na Bugu wina sobie przynieść kazawszy, drwili i odkazywali się na Fleminga.
Podskarbi, który miał lepsze niż jego przyjaciele przeczucie, na chwilę zwątpił o dniu następnym, lecz drudzy ani mówić o tem dawali.
Sapieha był swojego najpewniejszy i podskarbi też nabrał otuchy.
Morochowski markotny nieco tem, co mu Felicjan opowiadał o zasłyszanych w Brześciu przygotowaniach na dzień jutrzejszy, choć niepokoju nie zdradzał, jeszcze raz Sobka już późno wyprawił na zwiady.
Brześć, mieścina zwykle dosyć cicha i spokojna, czasu tych paroksyzmów sejmikowych napełniał się taką wrzawą i zalany bywał takim natłokiem szlachty, że niektórzy ichmoście, co się ani po klasztorach, ani w gospodach pomieścić nie mogli, w rynku koczowali. Czeladź panów, szlachta drobna, którą częstowano do upadłego, przy tej zręczności zwykle harce odprawiała z Żydami tak, że i szkołę musiano zamy-