Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/89

Ta strona została uwierzytelniona.

przedstawi, nie przypuszczając nawet, ażeby mógł i ośmielił się kto przeciwić.
Fleming był w najlepszym humorze, tylko jak zwykle, śpieszył się i gorączkował. Napędzał, ażeby iść co rychlej do Augustyanów, gdzie zwykle sejmiki się odbywały. Posłał się dowiedzieć, czy Sanctissimum wyniesiono, ławy i stoły czy były przysposobione, czy szlachta już tam jest. Dano znać, że tłumnie zalegli kościół ichmoście i czekają.
Co prędzej więc wojewoda przodem, podskarbi za nim podążyli na miejsce.
Tu, nie dosyć że kościół pełen był, ale przede drzwiami, na ulicy, wszędzie zalegały gromady szlachty. Fleming tylko nie dostrzegł i nie rozpoznał, że między nimi znajomych twarzy wcale nie było. Sobek, który za nim szedł, wczorajsze fizyognomie upatrywał, i różne postacie zawiesiste i groźne jakieś, niewiadomego autoramentu.
Gdy z wojewodą na przedzie przez zakrystyę weszli, dążąc do krzesła i stołu marszałkowskiego, — gwar ogromny, który kościół napełniał, powoli począł ustawać, oczy wszystkich zwróciły się na pana wojewodę i Fleminga, — Sapieha, potomek hetmanów i kanclerzy z wielce imponującą postawą wkroczywszy, z góry oczyma zmierzył zgromadzenie, i majestatycznie do krzesła szedł, przez niewielu ukłonami witany. Reszta posępnie patrzała, głów nie skłaniając.
Planem wojewody i podskarbiego było owładnąć laską i Fleminga kandydatów: Kropińskiego i Bystrego, deputatami dać wybrać.
Sapieha zajął krzesło, a za nim tuż w gotowości