Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan na czterech chłopach.djvu/91

Ta strona została uwierzytelniona.

— Precz z Sasem!...
— Do Drezna! — wołano ze wszech stron.
Bystry i Kropiński stojący obok, pobledli. — Bliżej podpierająca szlachta bez względu żadnego, rwała się do krzesła, które z pod Fleminga wychwytywano.
Podskarbi za szpadę już porywał, gdy Bystry go powstrzymał.
— Na miłość Bożą! źle będzie!
Wtem krzesłem przyparto Fleminga do stołu, a zdala śmiechy się rozległy.
Pozycya była krytyczna.
Coraz więcej twarzy nieznanych zupełnie gniewnych, szyderskich, widział podskarbi cisnących się tuż; tracił z gniewu przytomność.
Tołoczko mu prawie w ucho wlazłszy, krzyknął:
— Do Saksonii!
— Jak się ty nazywasz? — wrzasnął Fleming.
— A ty coś tu za jeden, że z nami grasz w tyczki? — zakrzyknął Tołoczko, kułak podnosząc.
Z drugiej strony Paszkowski, który pierwszy rozpoczął, śmiejąc się ukazywał na drzwi.
— Póki czas, na świeże powietrze.
— Jak się ty nazywasz! — wołał już prawie nieprzytomny podskarbi.
— Lepiej się nazywam od ciebie, — zawrzał Paszkowski.
— Precz z szołdrą!..
W tem pisarzewicz grodzki Kościuszko, z drugiej strony oparłszy się o stół, począł historyjkę.
Probatum est! ja ichmościów nauczę, jak się Sasów wyprawia do domu. Oto, mości dobrodzieju,