się jej nie dorobisz na takiej dzierżawie! W czepkuś się rodził!
Winszował i Wyrzykowski, ale kwaśno.
Lat upłynęło kilka, dużo się też rzeczy zmieniło między Terespolem a Kaplonosami, — najbardziej jednak pono zmienionym był ów Feliś Sobek, który z domu o jednym kontusiku wyruszył na pożyczanym koniu, a teraz!!
Ani go było poznać. Na całe Podlasie i bodaj województwo brzeskie nie było większego eleganta i wytworniej się noszącego człowieka nad niego. Z jednym tylko panem Janem Aleksandrem Kraszewskim, chorążym pancernym, który na dworze hetmana Branickiego najczęściej bawił, a owego czasu słynął z nadzwyczajnie wyszukanego stroju, nie mógł iść o lepsze.
Być może, iż miał wprzód żyłkę do tego cześnikowicz, lecz gdy dzierżawa Kaplonosów szczęśliwie iść zaczęła, puścił sobie cugle trochę, i choć w tem rozrzutnym nie był, młodzież go za wzór brała, tak wiele miał smaku i wykwintności w ubiorze. Był to czas właśnie, gdy strój stary na gwałt zrzucać poczęto, Czartoryscy, Poniatowscy, Fleming, Mniszchowie, Brühlowie, wszystko co się o dwór ocierało i do do-