Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/142

Ta strona została uwierzytelniona.

skojarzyło się małżeństwo i to takie, na które wprzódy już rachowano.
W pierwszych dniach postu dawno dojrzewający projekt wielkiego stowarzyszenia, które miało cel dwoisty, ekonomiczny i społeczny, a wymagało bardzo znacznego kapitału, dojrzał do tyla, iż zaczęto zbierać podpisy na fundusz zakładowy. Brak kapitałów, na które chorowała prowincya zawsze, okazał się jawnie, pomimo najgorliwszych starań ze strony promotorów. Godzili się na to wszyscy, iż hr. August mógł być silną podporą i że dla niego niewiele znaczyło dopełnić summę żądaną, aby instytucya weszła w życie.
Lecz nikt go teraz nie widywał, on nie szukał nikogo, nie było sposobu zbliżenia się doń. Zenio, który wszędzie chciał jakąś ważną grać rolę, i tu krzątał się, zawczasu sobie zapewniając co najmniej wybór do nadzorczej rady. Szło mu o to wielce, ażeby rzecz przyszła do skutku.
Nie będąc pewnym, jak go przyjmie hr. August, puścił się w pogoń za pułkownikiem, chcąc go użyć za pośrednika.
Lecz na pierwsze słowo o tem stary rękami strzepnął...
— Nie zdałem się zupełnie za faktora, w każdym interesie — rzekł ostro. Dajcie mi pokój i Gucio ma swój rozum i opieki nie potrzebuje. Mówcie z nim...
Zenio zamilkł i zadumał się.
Tymczasem sprawa nagliła. Ci, co sami nie chcieli się na odmowę narażać lub na chłodne przyjęcie, popychali Zenia, któremu się nie chciało być ko-