Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/146

Ta strona została uwierzytelniona.

i w oczach obcych podpisujemy świadectwa ubóstwa naszego.
Wolę więc nic nie robić, jak porwać się na to, do czego sił braknie...
Prawda wypowiedziana była tak otwarcie — a na stwierdzenie jej tyle miał przykładów hr. August, że Zenio znalazł się w kłopocie.
Zdawało mu się, że inaczej jak udając obrażonego się nie wycofa i że hrabia przepraszać go będzie zmuszony, a dla zatarcia kapitał zaofiaruje.
Stało się inaczej. Hrabia dał się wyburzyć Zeniowi i z krwią zimną powrócił do pierwszego założenia. Rozbierał program, znajdował go chybionym, zakreślił inny a tego Zenio i jego przyjaciele nie byliby za nic przyjęli, bo wymagał połączenia ludzi i sił, przez nich uważanych za wrogie.
Tak wiele czasu upłynęło na tych rozprawach, iż do stołu podano; obrażony gość, zrazu nie chciał przyjąć zaproszenia, ale gospodarz po polsku umiał być nalegającym i grzecznym, i w końcu dał się uprosić.
Hrabina już na nich czekała w salonie, a Zenio, widząc ją po raz pierwszy, znalazł nad wszelkie przewidywanie tak wielką panią, tak dystyngowaną damę, iż zmuszonym był wcale inne o tej dawnej szlachcianeczce powziąć wyobrażenie...
Przy obiedzie mówiono już tylko o potocznych, obojętnych sprawach.
Zenio, który większą część życia spędzał na pustej rozmowie salonowej i wprawę w niej miał niepospolitą, mógł się tu okazać w całym blasku. Mówił z łatwością, zręcznie, wesoło, zajmująco o niczem, ba-