Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/164

Ta strona została uwierzytelniona.

wesoło — nigdyby do tego nie przyszło... Ale na nim znać wychowanie wielce szacownej, zacnej matrony, która jednak z domu tradycyi nie wyniosła, bo ich tam nie było...
Hrabiowie potakiwali milczeniem.
Gdy poźno w noc przyszło się rozstawać po skończonej grze i wieczerzy z szampanem, bardzo wesołej, humory były doskonałe i nadzieje wielkie, że przecież, stryjowie na dobrą drogę naprowadzą synowca a stowarzyszenie, poparte przez niego — świetnie się ukonstytuje...
Toni, któremu było po drodze, odprowadzał gości aż do wrót hotelu.
Nazajutrz rano wyjechać mieli do Augustówki. Toni zdziwiony postrzegł, że tu już na hrabiów czekał strzelec konny, wysłany naprzeciw nich, który miał im drogę ukazać. Byli więc zaproszeni na dzień naznaczony...
Co między sobą, wróciwszy do mieszkania, mówili ci panowie i jak się naradzili w drodze — nie wiemy. Już było z południa, gdy do Augustówki dojeżdżając, na grobli do niej prowadzącej spostrzegli jeźdźca, w którym gospodarza poznali. Wysiedli więc z powozu stryjowie, z konia zsiadł hr. August — po serdecznem przywitaniu, odprawiwszy przodem konie, szli pieszo, bo dzień był bardzo piękny.
Hr. Augusta znaleźli bardzo ożywionym i wesołym, zdawał się im odmłodzonym... szczęśliwym, i owe nieporozumienie obywatelskie, którego ślad spodziewali się dostrzedz na twarzy i w usposobieniu synowca — najmniejszego nie zdało się mieć wpływu... Było jakby zapomnianem.