Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pan z panów.djvu/87

Ta strona została uwierzytelniona.

w którym czuć było doskonale odegrane wzruszenie. Każdyby przysiągł, że naturalne być musiało.
— Pan hrabia zwykle nie tańcuje!
— Jestem już trochę za stary do skoków — rzekł hr. August — a nie dosyć wesołym. Taniec jest ostatnim wyrazem wesela...
— Ale dlaczegoż hrabia nie miałby być wesołym? — spytała panienka naiwnie, patrząc mu w oczy.
To drugie wejrzenie było już całkiem odmiennie wycieniowane, choć z pierwszem pokrewne. Patrzała śmiało tak, jak dziecko, ale z po za naiwności dziecinnej tryskała zalotność, chęć upojenia... zdobycia z taką siłą, że po raz drugi hrabia był zmuszony wzrok swój spuścić.
— Wesołość jest w naturze człowieka, w usposobieniu — rzekł — wyrobić jej nie można, jest to dar Boży....
Berta słuchała z niezmierną uwagą, jak w tęczę patrząc w hrabiego, bo na swe oczki rachowała ogromnie. Instynkt i doświadczenia trochę nauczyły ją, że słowo jest komentarzem tylko a tekstem zawsze są spojrzenia. One mówią w sposób tajemniczy, czego najpiękniej i najumiejętniej ułożone wyrazy wypowiedzieć nie mogą...
— A, to prawda! westchnęła hrabianka Berta — wszystko w nas jest tym darem... przychodzi niespodziane, znika niepostrzeżone. Ale jak to smutno nie być panią swojej woli i musieć ulegać tej jakiejś despotycznej sile.