niebieski, a szarawary żółte, bo pstro musiało być koniecznie. Przy kołpaczku kitka jeśli nie ta... to inna; ale dalekowidna. Śmieli się z niego, raz nawet na teatrze go któryś z aktorów wyimitował doskonale, że się za boki trzymano, choć i on tam siedział. Ale myślicie że się pogniewał?, gdzie zaś, poszedł do aktora który się aż schował gdzieś ze strachu, uściskał go, podziękował mu i rzekł do drżącego ze strachu. — „To było bardzo, bardzo ładnie, miły panie Gąska, ale waćpan trzymałeś się pod bok ot tak... a ja się nie biorę za bok nigdy, abym kogo przypadkiem łokciem nie potrącił, nie jest to w mym charakterze.“ Poczem skłonił się i poszedł.
Był wcale nie głupi, czasem dowcipny... a zresztą, co w nim siedziało pod tą skorupą pstrą... nikt nie wiedział. Plótł, że był z Rusi, wskazywał okolice, a okazywało się potem, że jako żywo, nikt go tam nie znał, ani widział.
Książę panie kochanku nazywał go — sukcesorem Noego, i pod tem imieniem chodził we dworze. Najprzykrzejszem to księciu było, co on sobie wybrał właśnie dla przypodobania się jemu. Gdy książę w dobrym był humorze, lubił opowiadać dykteryjki na pozór niedorzeczne... otóż Krzyski mu potakiwał, dorabiał do nich kontynuacyjne, poklaskiwał do zbytku, a gdy się tylko odezwał, książę wraz milknął i posępniał.
Raz się tak stało, że książę wedle zwyczaju opisywał jak się do nieba dostał i co tam widział; nieostrożny Krzyski też począł z różnych beczek swoje nad tem komentarze, a tuż wojewoda zamilkł. Koso spojrzał i jak mak siał. Było to po wieczerzy. Rozeszli się zaraz wszyscy, zostało nas kilku, jenerał Fryczyński, ja, de Larzac komendant fortecy, Puzyna, którego książę bardzo lubił, niejaki Macewicz i Zabłocki. Mieliśmy nazajutrz polować w Nalibokach, więc się jeszcze trzeba było rozmówić, jak i kiedy jechać mamy. Ale zamiast tego książę który milczał posępnie, rzecze w końcu do Puzyny.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/17
Ta strona została uwierzytelniona.