— To by już prawdziwie było szkoda i dla imienia i dla plemienia, rzekł serjo niby Zabłocki. Pomilczał chwilę a potem rzecze do Krzyskiego. — Ino waszmość mnie posłuchaj, to my cię tu w Nieświeżu ożeniemy.
— Zgoda, ino z jedną restrykcją, odezwał się Krzyski, ożenię się z kim chcą, ale musi się jejmość we mnie pokochać a ja w niej.
— Dużo asindziej pretendujesz, uśmiechając się powiada Zabłocki, do szczęścia dosyć połowy tego, ale i to by być mogło.
Pomilczeli chwilę, aż znowu mówi Strukczaszyc: co mi pan powiesz o pannie Izabelli Kurzance?
Panna Izabella trzeba wiedzieć miała lat szesnaście i piękność była osobliwa, wychowywała się jako sierota w Nieświeżu, po Kiszkach będąc krewną radziwiłłowską. Miała trzykroć posagu a wyglądała jak różyczka polna.
Krzyski oczy ogromnie wytrzeszczył.
— Żartujesz jegomość, czy drogi pytasz? rzecze.
— Nie żartuję, odezwał się marsowato jak zawsze Strukczaszyc, dla czegoż byś nie miał sięgnąć wysoko? Masz imię piękne... sam jesteś niczego... no, — i na sprycie nie zbywa.
— Alem za stary! rzekł Krzyski.
— No, to panna Szerczyńska?
Szerczyńska była ospowata, zła, ale dowcipna, w słowie dostała każdemu, języka jej obawiali się wszyscy. Mimo to, ludziom wielu swoją śmiałością u księcia pomagała. Książę uciekał przed nią ale ją lubił.
— Panna Szerczyńska! panna Szerczyńska... widzisz panie Strukczaszycu, rzecz by potrzebowała wielkiego namysłu, odezwał się Krzyski. Naprzód trzebaby doświadczyć czy się człowiek do jej twarzy przyzwyczai, potem czy język wytrzyma, na ostatek... czy ona... bo wymagająca...
— Ale osoba stateczna, energiczna i wielkich przymiotów.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/23
Ta strona została uwierzytelniona.