Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/36

Ta strona została uwierzytelniona.

sceny która go przekonała, że książę w sercu afekt dla panny Piskulskiej zachował. Po obiedzie siedziała Ciwunówna z tamburkiem pod oknem w pokoiku, z którego drzwi szklanne wychodziły na ogród. Zabłocki był na ławce dla świeżego powietrza, tak że go widać nie było, ale drzwi otwarte wszystko słyszeć z pokoju dozwalały. Ciwunówna z wielką attencją szyła jedwabiami na atłasie. Książę szedł niby przypadkowo przez gabinet i przystanął.
— Co to to pięknego panna Zoryna haftuję? spytał.
— Kobiecy gałganek — odpowiedziała.
— Ale śliczności, dalipan, panie kochanku, i jak wszystko co z tych ślicznych rączek wychodzi.
P. Zoryna rozśmiała się. — Zkądże się to w. ks. mości na ten duser zebrało?
Książę zamilkł. — Czyby miał być, panie kochanku, nie do smaku i panna Ciwunówna wolałaby marcypan z gwoździkami od Krzyskiego?
— Dla czegóż od Krzyskiego?
— A no, panie kochanku — to ja wiem — szepnął książę.
— A ja nie wiem — odparła panna Zoryna.
— Czy ten cygan się, panie kochanku, podobał?
— Ani podobał, ani nie — rzekła Ciwunówna głosem statecznym — i cóż to zresztą w. ks. mość obchodzić może, kto się mnie podoba?
— Czemużby nie?
— Dla tego, żem księciu obcą, i...
— Ależ jam się na zabój w pannie Ciwunównie kochał... panie kochanku.
— To się tak księciu zdawało.
— Jak to, panie kochanku? zdawało? jakże to może być.
— Zdawało, dokończyła p. Piskulska, bo kto się kocha prawdziwie, odkochać się nie może — a książę po tem miałeś i żonę i amorów dosyć. Więc dla tego — mówiła ciągle Ciwunówna, żeś się w. ks. mość raczył w pokornej słudze niby to kochać przez trzy kwadranse, to już dla niej świat ma być zamknięty i nikomu