Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/37

Ta strona została uwierzytelniona.

na nią spojrzeć, ani jej sobie nikogo dobrać nie ma być wolno?
— Tylko nie Krzyskiego! zawołał książę, na miły Bóg, tylko nie tego cygana.
— Zkądże ta antypatja, m. książę?
— Zkąd sympatja? spytał Radziwiłł.
— Któż o niej księciu mówił?
— Moje własne oczy.
— To tylko dowodzi, że książę już coraz więcej nie dowidzisz — rozśmiała się panna Zoryna — a czego się nie dopatrzysz, to sobie dokomponujesz.
— Kiedy bo się z panną Ciwunówną dogadać niepodobna? — rzekł książę. Chcesz iść panna za mąż? a toć się co lepszego znajdzie niż ta wędzonka z gwoździkiem.
Nastąpiło milczenie.
— Mój książę — poczęła panna — do czego to ta cała rozmowa nasza, nie ma nic i nic nie będzie, a książę siebie i mnie na śmieszność narażasz. To sobie zawarowawszy, mówiła panna dalej, proszę księcia, abyś mnie posłuchał z uwagą. Dla rozumnej kobiety co w mężu potrzebne? Imię, jaka taka prezencja, a charakter taki, ażeby na kieł nie brał i żeby wstydliwych przywar nie miał. — Przecież Krzyskich familja stara i skoligowana, prezencji człek nie ma, ale jej nabierze łatwo, jak się go wytresuje; na kieł jabym mu wziąć nie dała, a co się tyczy przywar...
— Już to tak, panie kochanku, panna sobie ślicznie wszystko ułożyła — zawołał wojewoda — i no po francusku mówiąc, kto bez gospodarza liczy, dwa razy rachować musi. Krzyski ten, djabeł go wie jeszcze czy Krzyski, czy Kryski, czy Kryński, czy kto on taki... prezencja właśnie jak lalki w jasełkach, o kłach przekonania nie było, bo je może pochował... a przywar mu nie zbraknie, bo szelma łgarz zawołany, a wiadome przysłowie kto kłamie...
— Ależ go książę widzę, srodze sobie znienawidził. Za cóż? ozwała się panna.
Dalej nie posłyszał Zabłocki nic, tylko książę