Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

tego męża wyposaży dobrze i wyzłoci, to go sobie wezmę...
— Patrzajcież, panie kochanku, to nic pannie tylko o złocenie idzie, a zresztą nie patrzysz jaki mąż...
— Ale ba, mości książę, ja z niego potem zrobię co zechcę!... rozśmiała się dziewczyna.
— O! to prawda, mosanie, panie kochanku — zawołał książę — wy wszystkie, jak owa czarownica pogańska, umiecie nas przemienić w woły, osły i cielęta... Ale Różyczka jeszcze na to za młoda...
— E! ja jestem już stara, bom się napatrzyła wiele, odfurknęła dziewczynka. Bądźże książę pan spokojny o pannę Piskulską, ja Krzyskiego odbałamucę...
— Cóż mnie waćpanna panną Zoryną, panie kochanku, oczy wypiekasz, rzekł książę — ja jestem przecie jej opiekunem i bodaj czy jej do chrztu nie trzymałem?
— Wieleżeś książę miał lat naówczas? śmiejąc się spytała Róża.
— A jak się waćpannie zdaje, ile ja ich teraz mam?
— Doprawdy ja się na tem nie znam, ale myślę żeś książę nie stary...
— Ja dwa razy, panno Różo — zawołał książę, wpadając w zwykły swój humor, dwa razy zostałem de noviter repertis, z gruntu odrodzony. Raz w Wenecji alchemik w tyglu mnie odgotował, posolił i popieprzył, ale potem z wielkich kłopotów prędko postarzałem; więc po raz wtóry kazałem się Cagliostrowi w Warszawie odmłodzić eliksyrem i bardzo mi to pomogło... Gdyby nie to...
— Ale chrzestnej córce książę tego eliksyru nie dawał? szepnęła Różyczka...
Na to zapytanie pochmurniał książę. — Waćpanna jesteś złośliwa! — rzekł.
— Ja, jestem zazdrosna — odezwała się Różyczka.
Wojewoda wąsa pokręcił, popatrzał, pasa pociągnął, ale wtem go jenerałowa po ramieniu klapnęła i zakrzyczała grubym swym męzkim głosem — a pro-