szę mi dziewczyny nie bałamucić... Wara od zielonych gruszek...
Na tem się skończyło, ale Róża, która sobie coś osnuła, zaczęła naprawdę wabić ku sobie Krzyskiego, który jak ów osieł Burydana między dwiema miarkami owsa, nie wiedział którą począć. — Był wszakże ostrożny, żeglował środkiem, zawsze więcej okazując skłonności do panny Zoryny, która wcale nań miłościwie patrzyła.
Tak kilka dni upłynęło, a książę na Krzyskiego coraz się więcej zżymał, płatano mu figle — robiono przykrości, wytrwały człek nie dał się pożyć, odlatywały od niego te pociski, nie zaczepiając skóry. W tydzień jakoś, książę poufałych i wypróbowanych swych dworzan wieczorem obesłał, aby się na podkurek dla niego zebrali, dla narady o polowaniu. Ci co księcia lepiej znali, wiedzieli już dobrze z samego zakroju, że pewno nie o łowy szło. U drzwi postawiono dwóch hajduków, żeby nie przepuszczali tylko tych których książę chciał mieć u siebie tego wieczora. Na stole stało już wino, kieliszki, pierniki, tłuczeńce i przekąski słodkie. Osób zaś wezwanych było z dziesięć, sami albeńczycy, stara gwardja, która pod tym wodzem nie jednę kompanją odbyła. Książę chodził po pokoju zamyślony; na ostatku, gdy się wszyscy zebrali, powiódł okiem, splunął i począł:
— A co? źle z nami, panie kochanku, lada truteń już do Nieświeża wlezie i króluje sobie i hece nam pod nosem wyprawia. Tego nigdy nie bywało, panie kochanku! Wlazł tu przybłęda, mospanie, kto go wie zkąd, ten sukcesor Noego, i panny sobie wybiera jak gruszki z sadu... jakby u nas pannom brakło kawalerów i taką drogą rzeczą był konkurent, panie kochanku. A pókić to tego będzie! A pfe! a wstyd, a hańba! Należy mu się nauka, panie kochanku... na tom tu ichmościów zebrał — co czynić. Wtem wyrwał się jenerał Fryczyński. — Dałbym mu pałkami na bębnie i — wyświecił go ztąd...
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.