Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/50

Ta strona została uwierzytelniona.

— Cóż tu waćpana sprowadziło?
Zadumał się Krzyski, rękę potem na sercu położył westchnął i zawołał patetycznie.
— Przeczucie mych losów! Byłem całe życie bardzo nieszczęśliwy, wiodło mnie coś do Nieświeża w nadziei, iż tu mnie za wieloliczne niepowodzenia czeka nagroda... że tu ujrzę nareszcie słońce...
Panna nie odpowiedziała nic...
— Kto dużo cierpiał, ozwała się postępując dalej, tak że Macewicz zaciekawiony rozmową po za szpalerem od pnia do pnia przeskakiwać musiał, kto dużo cierpiał, wiele się powinien był nauczyć...
— Trudno to się chwalić — odparł Krzyski — ale mnie wolno sprobować...
Pannie Zorynie uśmiech pobiegł po ustach...
— Waćpan u księcia nie masz łaski?...
— Staram się o nie...
— Bądź waćpan uniżony, ale nie natrętny, i nie schlebiaj zbytecznie... Dalej już nie słyszał co mówili Macewicz, ale z sobą poszli razem i długo jeszcze trwała rozmowa.
Mnie, przyznaję się do tego grzechu — choć człowiek był niemiły i niechwytający za serce, żal nieco było tego przybłędy, bom już miarkował z przygotowań, iż się mu coś dobrego musiało gotować. Kiedy książę nieświeżskiego figla komu spłatał, nie lada on był, a nosił się z nim nie jeden życie całe.
Kilka dni nie było Wojnarowicza, naostatek powrócił. Tego samego dnia pod wieczór... pyta książę głośno w sali panią jenerałową:
— Znasz asińdźko, panie kochanku, kasztelanową Zabrzezińską?
— Zabrzezińską? czekaj! ależ to rodzina wygasła! Żadnych już Zabrzezińskich niéma! Chyba Brzezińską...
— Zabrzezińską — mówię! potwierdził książę serjo, wdową po Hieronymie Zabrzezińskim.
— Po jakim?
— A to asińdzka nic nie pamiętasz...