guzika i poprowadził do okna, przy którem ja stałem.
— Mój Krzyski, panie kochanku — rzecze do niego, czyś ty ślepy czy niedołęga.
— Albo co, mości książę!
— Chyba oczów nie masz, jeśli nie widzisz, że kasztelanowa się w waszeci, panie kochanku, szalenie rozmiłowała.
Krzyski spojrzał, brwi mu wyszły aż na środek czoła i opadły, nos się skrzywił, ramiona jakby ze sustaw wyjść chciały.
— Niechże książę nie żartuje... odpowiedział.
— Ale to nie żarty! waćpana szczęście niespodziane spotyka! panie kochanku. Bierz się w kupę do baby! Ja ją przez przyjaźń dla waszeci zatrzymam tu, smal dobrze cholewy, a gdy chwilę upatrzysz oświadcz się, panie kochanku... Bo, przypuściwszy w najgorszym razie, gdybyś w ucho wziął od kobiety, cóż ci to zaszkodzi, posmarujesz winem z rozmarynem i odejdzie... a jeśli ci się uda!! miarkuj... panie kochanku.
Krzyski stał zamyślony, ale drygnął cały, nie mogąc przyjść do słowa, i odpowiadał rękami zawczasu.
— Książę jakoś aż nadto łaskaw na sługę swego, rzekł pokornie — alem ja nie tak zakuty i nieostrożny jak się zdaje... Wysokie progi na moje nogi... a przytem mości książę, ja do wdów nie miałem nigdy nabożeństwa.
Wojewoda stojąc nad nim wąsa kręcił.
— Wiesz co, Krzyski. rzekł, nigdym, panie kochanku. nie myślał, żebyś ty był taki ciemięga! Cały dwór to widzi, ja przysięgnę, że baba zaszłapała, a ty ślepym jesteś.
Krzyski głową kręcił — uśmieszek mu igrał po ustach dziwny, zdawało się jakby komedją grał i z trudnością się mógł od śmiechu powstrzymać, to znowu przybierał minę poważną i mówił z wielkiem niby przekonaniem.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.