Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/64

Ta strona została uwierzytelniona.

— A pfe! zawołała Ciwunówna.
— Trudnoż było na pasku trzymać... westchnął Krzyski, ja do niej a ona też do mnie się nie przyznaje... mąż kupiec znaczny i człek majętny, ormjanin...
— Więcej kogo waćpan masz?
— Żywej duszy...
— Gdzieżeś się waćpan do tej pory obracał? spytała Ciwunówna.
— A! po całym świecie! — z różnych się pieców chleb jadło. Prawdę rzekłszy począłem od seminarjum, ale pobywszy lat dwa poczułem, że do stanu duchownego żadnej skłonności nie mam... Musiałem się wywlec... Służyłem i w wojsku, jakoś mi i tu nie szło... Gospodarstwa też sprobowałem, grad i posucha się na mnie uwzięły, wyszedłem z torbami. Byłem dworzaninem u księcia wojewody, z którym aż do Stambułu dojechałem... i tamem biedy napytał...
Począł biedaczysko wzdychać.
— Panno Ciwunówno dobrodziejko, odezwał się pokornie, — jak pana Boga kocham, gorzej się ja wydaję niż jestem. Człowiek nie zły, tylko mnie smutne nader wypadki przywiodły do tego, żem ludźmi pogardziwszy, postanowił z nich skórę drzeć, jak oni moję poszarpali. Doszedłem do tego na świecie, iż pochlebstwy a sztuką więcej zyskać można niż prawdą a cnotą; i chociem z drogi prawej nie zboczył, anim szalbierstwa popełnił... ale, ale...
— Ale co! spytała Ciwunówna...
— Jak mi dla ludzi miłości zabrakło... przestawszy ich żałować, korzystałem z nich jak się dało...
Panna spojrzała nań dziwnie pytająco, a dumnie.
— Mów waćpan wyraźniej...
— A no, włóczyło się po dworach, wysługując rożnie... Bałamuctwem człek więcej zarobił pono, niżby mógł pracą twardą. — Przecież, dodał, gdyby mi lepsza zaświeciła gwiazda, do innychby się też sentymentów wróciło...
— Cóż za to ręczy?
— Najlepiej bieda, rzekł Krzyski.