Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

własne gospodarstwo dostanie, bawi się niem a zrazu przynajmniej bierze do serca. — Kawał drogi był dobry, czas gorący, stawaliśmy razy dwa odpoczywać; naostatku ów dwór się nowy ukazał, ale koło niego jakby wymarło wszystko, ani żywej duszy. Książę wyjrzał raz, drugi, furmani z batów palą a palą! żeby też kto choć zobaczyć wyszedł. Zabawna rzecz...
Zajeżdżamy, księcia dworzanie dobywają z kolebki, nikt się na powitanie nie stawia. Dopiero gdy sień się otworzyła, wychodzi jejmość sama z tacką w ręku, chlebem i solą, jakby już wiedziała kogo ma witać.
Ubrana była po wiejsku, ale bardzo do twarzy i pięknie: suknia biała, czepeczek biały, wstęgi ubramowania pąsowe, więcej nic, i jakby odmłodniała. Nie dałbyś jej nad lat trzydzieści, tak jej wiejskie posłużyło powietrze. Skłoniła się niemal do kolan księciu i rzecze:
— W. ks. mość tu gospodarzem i panem, a no choć słudze jego niech go wolno będzie obyczajem starym w nowym progu chlebem i solą powitać.
Książę coś mruknął i w rękę ją pocałował, ale jakoś smutno wyglądał; nie wierzyłbym, gdybym nie widział, że mu się aż łza w oczach kręciła. Obejrzał się jakby jeszcze gospodarza szukał, lżej mu się stało gdy go nie zobaczył. Już i nie pytał, ta też nie przepraszała, że go niema. Weszliśmy wszyscy do sali... W domu było nie bogato, nie wystawnie, ale nader czysto i pięknie i miło... Gospodyni spytała, czy książę jadł i czy się posilić nie zechce; myśmy wszyscy byli jak psy głodni... więc i książę nic nie rzekł. Zakręciła się zaraz i wyszła...
— A to mospanie, panie kochanku, rzekł książę, bardzo mi się udało, żem choć tego cygana nie zastał.
Tylko co rzekł, otwierają się drzwi, wpada w białym kitlu, słomiany kapelusz w ręku, czarne juchtowe buty na nogach, gospodarz i plackiem księciu do nóg — aż odskoczył. Wszyscyśmy nań oczy obrócili; dalipan