— A powiesz ty mnie, panie kochanku, cóż tam twej jejmości braknie jeszcze...
— A! mości książę! rozśmiał się Krzyski, to zwyczajnie niewieście kaprysy, szybki z okna, kafli z pieca, im nigdy nie dosyć.
— Ale czegóż się jej zachciało...?
— Eh! bo to ona strasznie swoje holenderskie krówki lubi...
— Toż je ma! zawołał książę.
— Ale sobie z niemi rady dać nie może ani w Tyszowie ani w Wulce... Jakaś u nas pasza nie dobra... Szczególna rzecz, obok w Maluniczach... maleństwo to jest — wypasy, łotocie takie... siano — że aż ją zazdrość bierze patrzeć co to tam za bydełko...
— Hm! hm, a jakaż na to rada? panie kochanku, spytał książę — czyjeżto te Malunicze?
Krzyski zmilczał, wykręcił się, chrząknął, nieodpowiedział nic.
— Czyjeżto te Malunicze? powtórzył książę...
— To malusieńka wioseczka, chat nie wiem, czy piętnaście, tylko że łąki ma piękne... rzekł Krzyski. Gdyby była do sprzedania, kupiłbym ją chętnie.
— Niechcą sprzedać?...
Krzyski milczy. — Niechcą sprzedać? panie kochanku? powtarza książę.
— Z w. ks. mości dóbr nic się niesprzedaje... cicho szepnął Krzyski.
— A prawda! Malunicze! hę! hę! to moje, prawda! przypominam sobie... tam były nawet bobrowe góry.
Krzyski milczał.
— I... dodał wytrzymawszy... bobrów już podobno niema, a jeśli jest to może jedna lub dwie chaty, nie więcej.
— Powiadasz że kupiłbyś? spytał książę.
— Mnie to tam potem nic, ale żonie człowiek chciałby o ile możności... wszystko czego zapragnie dostać... rzekł Krzyski i westchnął.
Znowu rozmowa się przerwała... ale książę poszedł zaraz do plenipotenta... — Czy to duża rzecz te
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/74
Ta strona została uwierzytelniona.