Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

kukłę i nie jechać sam. — Oni mnie tam znowu obedrą, człowiek sobie podochoci, chwycą za słowo. Choćby i gotówką co, a trzeba będzie dać, a wiem, że teraz sto złotych w kieszeni nie ma... jak u arędowców, panie kochanku, na kwitki biorę... Niechaj sobie czekają. Odpiszcie, że jam się zarzekł dzieci trzymać do chrztu, bo mi się nie chowają... które tylko dotknąłem, do drugiego roku nie dożyło... Nawet po tej nieszczęśliwej Nepcie nie mogłem się szczenięcia dochować.
Odpisano grzecznie, pięknie i na tem się skończyło, a na jesieni powróciliśmy znowu do Nieświeża.
Było jak dziś pomnę, polowanie w Nalibockiej puszczy, a że na zwykłej drodze mosty były popsute, musiano na Tyszów nawrócić. Książę się bał zajeżdżać i dał wcześnie rozkaz, ażeby przez wieś się przemknąć, nie wstrzymując nawet dla wysapania koni. Ktoś jednak z dawnych przyjaciół, czy która z przyjaciółek Zoryny donieść musiała. Wyjechaliśmy o brzasku, tak że rano jeszcze pokazał się ów Tyszów. Powozy weszły na groble; nagle u młyna... Stój! stój! — Książę wołanie słysząc wyjrzał... Co tam? ruszaj — a konie stoją. — Posłał dworzanina myśląc, że się coś popsuło. Jako żywo, tylko u młyna był łuk tryumfalny z zieleni i stół zastawiony do śniadania... Sama pani Krzyska przystąpiła do powozu...
— Mości książę, odezwała się — kiedyś już nie łaskaw na sługi swoje, abyś ubogą ich chatę nawiedzić raczył, pozwól że im, aby Cię choć na drodze przyjęli...
Książę wysiadł, pocałował w rękę panię Krzyską... trochę się rozchmurzył, ale od przekąski się wymawiał.
Nie było sposobu, tak go serdecznie i pięknie proszono... Krzyski stał z czapką pod pachą w postaci tak uniżonej a pokornej, i jejmość uśmiechała się tak wdzięcznie, a tuż pod młynkiem o parę kro-