uwolnieniem z całą rodziną dożywotnie od dworskich powinności i opłat...
Gdy się to wszystko rozdawało, a obdarzeni każdy na swój sposób dziękowali, kauzyperda stał i uśmiechał się.
— Bodaj to, rzekł zwolna, mieć łaskę u księcia jegomości i jego się trzymać klamki... bieda nie dobodzie! Znane też szerokie złote serce naszego księcia wojewody — ale co po tem, co po tem, kiedy książę musiałeś coś szatanowi uczynić, bo on figla spłata, aby to co książę czynisz w najlepszej intencji nigdy na dobre nie wyszło...
Książę podniósł oczy.
— Masz asindziej słuszność, podchwycił żywo; raz u mnie szatana złapali w Nalibockiej puszczy, tom go moczył dni trzy w święconej wodzie, pazury mu poobstrzykano, tak, że słyszę dotąd nieodrosły, i ogon mu kazałem anglezować... Otóż ostatniej krzywdy nigdy mi darować nie może — ale, powiedz mi rejencie — skąd że ty to wiesz, iż djabeł przerabia, co ja robię?
— Jakże niewiedzieć i niewidzieć co w oczy bije — odezwał się niezmięszany kauzyperda. — Policzyłbym na palcach tych, których książę obsypywałeś dobrodziejstwami... a wszystkim to bokiem wyłaziło...
Książę westchnął — boć był w tem choć pozór prawdy.
— Chwała Bogu tylko, że się to do czczigodnej mojej pani Krzyskiej nie stosuje, zaśmiał się wojewoda, ta widać ma sposób jakiś na odpędzenie djabla, boć nie powiecie, żeby się w Tyszowie nie wiodło.
Kauzyperda ramionami ruszył.
— Do czasu, mości książę, odpowiedział, ale ja już z góry przewiduję, że i tu się bieda zagnieździ...
— A którędyż ma wleść? co asindziej mówisz! poczęli razem i Krzyski i Krzyska... Daj rejencie pokój, na co masz nam w taki dzień być prorokiem niefortunnym...
— Za pozwoleniem — ozwał się rejent, proszę mnie wysłuchać. Nie mówię tego w złej intencji, jam człek
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/82
Ta strona została uwierzytelniona.