Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/84

Ta strona została uwierzytelniona.

Proszę jednak wejrzeć... między Maluniczami, Wulką a Tyszowem... któremu wpakowały się ogromnym lasy Zasypiańskie... tak, że chcąc naprost z Tyszowa do Malunicz choćby furkę gnoju przewieść, trzeba się przez cudze grunta przebierać... I to mości książę nie klinek jest, nie ząbek, ale trzydzieści do czterdziestu włók gruntów, ile z oka wnioskować mogę. Jak komu wbiją taki klin między żebra... nie łatwo mu dychać... Przyznasz mości książę, że wielkie łaski jego dla czcigodnych państwa Krzyskich w przyszłości też brzemienne są wielkim kłopotem... Jabym te lasy Zasypiańskie nazwał djablim chrustem...
Kauzyperda począł się śmiać, reszta osób stała milcząca, książę schylony nad mapą wodził oczyma po niej i usta wydąwszy znać nie wiedział co odpowiedzieć...
— Pokażno mi lepiej asindziej — odezwał się, gdzie tu klin... zkąd, dokąd on idzie? jak?... Wszak to są tylko lasy...
— No! lasy i bagna — dodał kauzyperda... ale kawał tego... ot... widzi książę... gdzie róg Malunickiej granicy, gdzie Tyszów... a o też Wulka... Temu nie przeczę — rzekł wiodąc palcem przez białą część mapy, iż gdyby od tak zwanego Białego hruda poprowadzić przez puszczę trybem linją do Tyszowskiego boru, tam gdzie oznaczono uroczysko Bąki... figuraby była piękna i zaokrąglenie szczęśliwe... lecz to nawet in futuris niepodobieństwo... zaśmiał się — djabeł nie dopuści...
— No — no! rzekł wojewoda — ja czasem i z tym paniczem rady sobie dać umiem... niech się państwo Krzyscy nie frasują tak bardzo... a toby już na to wyjść chyba musiało wedle rejenta, co mówią o chłopie, któremu bies pełne kieszenie dukatów nasypał — cóż gdy do domu wróciwszy po kurach... znalazł tylko liście zamiast złota. Miałyżby i moje dary być tak fałszywe jak djabelskie?
— Ale mości książę — gorąco i patetycznie ozwał się Krzyski — ja przynajmniej to mogę poświadczyć,