— A jakżebym żył bez niego? spytał spokojnie rejent.
— Widzisz asindziej, odrzekł wojewoda, gdym jeździł do Hiszpanii po tabakę dla księcia prymasa, ażeby się tym sposobem z Poniatowskiemi przejednać, trafiło mi się spotkać w Salamance z uczonym doktorem. Ten mi zaręczył, panie kochanku, iż trzystu osiemdziesięciu sześciu nieboszczyków otwierał, a na nich wszystkich ledwie u trzydziestu i czterech znalazł serce... panie kochanku.
— A u innychże co było w tem miejscu? uśmiechając się zapytał kauzyperda.
— U innych! kto go tam wie! hiszpanie często łgą, panie kochanku, mówił książę, jednakże pokazywał mi notatki... w miejsce serca u niektórych były otrębie, u innych worki zupełnie do sakiewek podobne, nawet zielone, — kamienie, cegły, i różne ingredyencje, panie kochanku.
Na tem się skończyło jakoś. Rejent udawał, że święcie wierzy, śmieli się inni. Książę począł opowiadać o Hiszpanii, zajechał dalej na księżyc, a że nazajutrz rano do Naliboków miał jechać i wcześnie się chciał spać kłaść, odprowadził go Krzyski sam dwie świece w lichtarzach przed nim niosąc, do sypialni... Utkwiła przecież znać rozmowa z rejentem w głowie wojewody tak, że w kilka dni potem posłał chrzestnemu synowi darowiznę lasów Zasypiańskich, rozkazawszy trybę wybić wedle poddanej myśli, tak iż cały klin do pięćdziesięciu włók puszczy i z najpiękniejszego towarnego lasu, dostało się Krzyskim. Bo jak żywo Bogiem i trzęsawisk tam nie było żadnych i drzewo zaoszczędzone, masztowe, tak, że w następnych latach za same najpiękniejsze sosny wzięli parę tysięcy dukatów.
Dawszy się jenak tak złapać na grobli w Tyszowie i wspomnienia pięknej Zoryny opłaciwszy dosyć słono, wojewoda unikał odtąd podróży przez grunta Krzyskich i jakiś czas mało się z niemi widywał.
Wszakże na wszystkie uczty i uroczystości obchodzone w Nieświeżu zapraszani bywali, i wojewoda
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Papiery po Glince.djvu/86
Ta strona została uwierzytelniona.