Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.

cem na skroni, wabiły one żeglarzy uśmiechem, i nieraz majtek, który statek opuścił dla pocałunku i śpiewu, już nigdy się na lądzie, ani na łodzi nie pokazał. Wiedziały o nim morskie tonie i greckie dziewczęta tylko... a morze tak niezgłębione, a płoche Greczynki tak mają pamięci mało!
Wyznaję, że znacznie później, gdym już Syrenę zrozumiał, bom się po świecie spotkał z niejedną, choć żadna mię na Scyllę i Charybdę nie zawiodła, nie mogłem jednak zawsze wytłómacyć sobie, dla czego warszawska tak była uzbrojoną; wpadałem na myśl, że to musiała być staruszka zachrypła, której uścisku niktby dobrowolnie nie przyjął. Tymczasem nie dostrzegłem, że te godła dodane warszawskiej Syrenie, młodej i pięknej, jak widzimy na wodotrysku Starego Miasta, miały i mają głębokie znaczenie. Malują one tę namiętność dziwną, niepojętą, chciwą hołdu i czci, pragnącą ofiar i męczarni, któraby była niepojętą w kobietach, gdybyśmy się z nią dzień w dzień nie spotykali.
Od widzenia owego warszawskiego trzewika z Syreną, do dzisiejszego dnia, gdy już na trzewiki nie patrzę, upłynęło dobrze... kilkadziesiąt lat; wiele się rzeczy zapomniało, o wielu przestało myśleć. Kilkanaście miesięcy temu przyjechałem znowu do Warszawy, i już bez żadnego wzruszenia, bez ciekawości nawet spoglądałem na Syreny przy wodotryskach poustawiane, gdy mi to godło znowu na pamięć przywiodła bardzo smutna historja.
Z czasów moich szkolnych znalazłem tu towarzysza, którego mi się w życiu nieraz spotykać wydarzyło. Zawsze się mu wydziwić nie mogłem, z jaką siłą, zdrowiem i niewyczerpaną młodością dźwigał na sobie brzemię tych kilkudziesięciu lat, które mnie coraz bardziej ciężyły. W różnych epokach mojej i jego wędrówki po świecie, los nas zbliżył jakby dla tego, byśmy po twarzach swoich mogli obliczyć upływające lata. On znajdował mnie różnie zmienionym, ja zawsze unosiłem się nad tą spokojną marmurową twa-