Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.

wszedni prawie wystarczający zasiłek sobie zapewniłem.
Gdym się tu już tak usadowił, jednego dnia hrabina znikła mi całkiem z Florencji, a chłopak, który ją dla mnie śledził, doniósł, że z willi wszyscy się wybrali do Rzymu. Natychmiast rzuciłem wszystko, zebrałem resztę mojego grosza, i puściłem się w drogę, starając dostać się jak najoszczędniej do stolicy świata.
Tu także Contessina robiła furore, iż mi ją łacno znaleźć przyszło; zajęła mieszkanie w jednym z najpiękniejszych domów na Corso, i wieczory jej, przyjęcia, piękność, dowcip, doskonałe uczty lub odegrany entuzjazm na widok grodu Cezarów, otoczyły ją zaraz gronem wielbicieli i usłużnych przyjaciół. W ich dworze jak królowa, poprzedzana, ścigana, opasana kołem najpierwszego w Rzymie towarzystwa, zwiedzała ruiny, gmachy, szczątki starożytne i co tylko stolica miała w sobie, z wielką pompą i szumem. Ciekawi dowiadywali się na kilka dni wprzód, gdzie się o jakiej godzinie znajdować miała, i biegli oglądać tę zachwycającą piękność, podsłuchując wyroków i deklamacji, które potem wieczorami powtarzano po całem mieście.
Wchodziła na Capitol jak tryumfatorka, gdy pierwszy raz spotkała mnie tu stojącego u wschodów, opartego na kiju, i uśmiechającego się wygraną także; widziałem jak stanęła, zadrżała, pobladła, i składając wzruszenie na wspomnienie tych miejsc, na których scenie odgrywały się długo dzieje świata, poszła dalej ze spuszczoną smutnie głową. W tłumie poszedłem i ja za nią; stanęliśmy razem przed ranionym gladjatorem, a wszyscy wskazując jej to arcydzieło, zmusili niejako do zatrzymania się przed niem.
Mnie na widok tego posągu może raz pierwszy od dawna uczuciem innem, nowem zadrgało serce; łzy rzuciły się do oczów, stanęła przed niemi przeszłość, przecierpiane lata, i ta rana, z której konałem na arenie pustej, bez widzów, w obliczu Boga tylko, który mógł niewdzięczne dziecię odepchnąć.