To mówiąc, rzuciła na mnie wejrzeniem strasznem, i powolnym poważnym krokiem, przesunęła się do drugiej sali, w której na nią czekano, znowu uśmiech tęskny przywołując na usta.
Ja zostałem jak wryty sam na sam z gladiatorem. Nie powiem co marmur mi mówił, ni co ja wyspowiadałem jemu: alem wyszedł z wrażeniem dziwnem, jakby po rozmowie z bratem rodzonym, jakby po skardze przelanej do uszu matki, jak po błogosławieństwie kapłana.
Lżej mi było na duszy: chłód tej kobiety zdjął wreszcie ze mnie część uroku, jaki jej piękność rzuciła; kochałem ją jeszcze, ale nienawiść i pogarda brały górę nad miłością.
Nazajutrz znaleźliśmy się w Coloseum; ona modliła się pod krzyżem, ja z góry, z obwalonej ławy patrzałem na nią z dawną żądzą i nowym jeszcze budzącym się dopiero wstrętem. Wstając podniosła oczy i znalazła mnie znowu nieruchomie wlepiającego w nią źrenice wypłakane; drgnęła tylko i poszła dalej.
Wieczorem powracałem spokojnie do mojego mieszkania na Babuino, gdy jakiś nieznajomy, jak cień idący za mną od kilku godzin, przysunął się grzecznie do mnie, prosząc dla pilnej sprawy z sobą...
Z litości i największemi w świecie względy na moje nieszczęście, zamknięto mnie w domu obłąkanych.
Jak to się stało, kto mnie uznał godnym straży i opieki, nie wiem ani się chcę domyślać; zresztą zasługiwałem na to, co mnie spotkało, nie przeczę.
To mówiąc Wojtek nalał sobie jamajki do nowej szklanki herbaty, i chciwie niósł ją do ust spalonych, gdy gwałtowny paroksyzm kaszlu z rąk mu ją wytrącił.
Obłąkane jego oczy krwią nabiegłe, twarz blada, wypieczonym w tej chwili napiętnowana rumieńcem, drżące ciało, pot oblewający skronie wychudłe, czyniły go tak straszliwym, żem mimowolnie ratując go zadrżał na widok tego, co namiętność uczynić może z człowieka.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.