ogrodnika pani Warrens ze spowiedzi Roussa. Wojtek wydawał mi się czemś do niego podobnem.
— Niepoznałbyś mnie teraz, rzekł, — jaki ze mnie zapamiętały gospodarz, prawnik, agronom, owczarz! Ale dla miłości tej kobiety zostałbym...
Na ustach miałem tego nieszczęśliwego ogrodnika, szczęściem wstrzymałem się z nim jakoś. Chodziliśmy rozmawiając po ogródku. Wojtek był tak dobrze szalonym jak wprzódy, tylko szaleństwo teraz przybrało formy inne i przyzwoitszą odzież na siebie.
— Nie mogę się wstrzymać od wstydu, — mówił po cichu, gdy sobie przypomnę mój powrót z Włoch i rozmowę moją i tę głupią spowiedź przed tobą; byłem moralnie chory, ona mawiała słusznie — obłąkany, warjat, fiksat! Niepojmowałem tej kobiety, bom istoty na tę skalę zbudowanej nieprzypuszczał. Istota wyższa! — dorzucił z ogniem. — Dla oczu profanów ona zawsze będzie niezrozumiałą, niepojętą, może nawet dziwaczną. Trzeba wniknąć w tę piękną duszę, aby czołem przed nią uderzyć.
— Zmieniła się też zapewne nieco, przyznaj, — rzekłem zakłopotany, wiek...
— Ona zmienić się! — zaśmiał się Wojtek, — ona jest nieśmiertelną, ona będzie wiecznie młodą, ona dziś gdy chce, wydaje się piętnastoletnią dzieweczką... i w godzinę potrafi być poważną matroną. Niech Bóg uchowa by się ona zmieniła. Tę żywość umysłu, tę potrzebę nienasyconą wrażeń nowych, ten antropofagizm jenialny, który ją zmusza pożerać każdego co się zbliży, co wnijdzie w zaczarowane koło jej życia, zachowała w całej potędze do dziś dnia. Lecz mnie dopiero teraz otworzyły się oczy!
Żal mi, serdecznie żal, — mówił ożywiając się coraz, iż moje pierwsze o niej opowiadanie, mogło ci o niej dać cale fałszywe pojęcie. Byłem ślepy, powtarzam ci, istota wyższa, wyjątkowa, coś majestatycznie wielkiego, szekspirowskiego w charakterze, dla prostych śmiertelników niedostępnego. A! — zawołał, — płaczę, łzy mi tryskają z powiek, że taka cudna
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/121
Ta strona została uwierzytelniona.