Wtem weszliśmy do teatru, i usadowiwszy się w krzesłach, nie mieliśmy już czasu mówić z sobą. Wojtek ledwie spojrzał na scenę, nie wiem czy słuchał aktorów, tak był pogrążony w sobie. Uważałem tylko, że ilekroć przypadły sceny uczuciowe i głos kobiecy dał się słyszeć, podnosił głowę, wlepiał oczy, a potem spuszczał je, jakby przypomniawszy coś sobie.
Po ostatnim akcie wziąłem go pod rękę, bom uważał, że mimo laski trudno mu było na nogach się utrzymać; przeprowadziłem go przez tłum, obojętnego i milczącego, i na ulicę wyszedłszy spytałem, gdzieby mu pójść było dogodniej; do mnie do Angielskiego hotelu, czy do jego mieszkania.
— A nie — oparł się — do mnie nie pójdziesz... stoję Bóg wie, gdzieś na strychu... w dziurze, a trzeba mi wypocząć.
— Chodź więc do mnie, — rzekłem, — ale dla czego stoisz tak daleko i niewygodnie?
— Bo nie mam za co inaczej.
— Miałeś przecie przyzwoity fundusik; stałżebyś się skąpym?
— Ja? roześmiał się — nic nie mam, przyjacielu, żyję z przepisywania, a to lichy zarobek; com miał straciłem do grosza.
— Jakim sposobem?
— A! to jeden akt mojego dramatu! — rzekł śmiejąc się — czy może tragedji mojej! — poprawił się po chwili.
Niezmiernie ciekaw i zajęty jego losem, wprowadziłem go do mojego mieszkania, i nie nacierając o opowiadanie, bom się obawiał, aby ono zbyt przykrego na nim nie zrobiło wrażenia, i nie rozdrażniło go więcej jeszcze, począłem mówić o rzeczach obojętnych, starając się go jakoś rozweselić. Nic jednak nie skutkowało: Wojtek siedział, uśmiechał się, ale widocznie niczem się nie zajął, jakby miał w sobie coś, nad wszystko go obchodzącego. Próbowałem teatru, miejskich plotek, dziennikarstwa, literatury, kobiet wreszcie, o których dawniej chętnie rozmawiał; ale
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/13
Ta strona została uwierzytelniona.