Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/15

Ta strona została uwierzytelniona.

tak uzbrojony przeciw podobnym wypadkom, że one mnie dotknąć nie mogły.
Właśnie gdyśmy się widzieli z sobą, byłem na bruku warszawskim jako swobodny człowiek, który jednę pracę ukończył, a drugiej szuka. Rozstałem się z radcą N... u którego lat kilka spędziłem na wsi; przygotowałem mu synów i z szacunkiem rozstaliśmy się, nawzajem się żałując.
Wedle swojego zwyczaju starego, przyjechałem do Warszawy, aby nieco odpocząć: mówiłem ci kiedyś, żem zawsze sobie między jednem a drugiem zobowiązaniem dawałem takie wakacje.
Spoczynek ten, świat nowy ożywiały mię, myśl znużoną rzeźwiły i sprawiały, żem potem prawie tęsknił do pracy, do której rzucałem się z zapałem. Nie spiesząc więc wyszukać sobie nowego miejsca, a ufając, że mi je łatwo moje stosunki nastręczą, swobodnie chodziłem po Warszawie, ciesząc się ulicznym ruchem, bawiąc ogródkami, rozkoszując teatrem i muzyką. Czas mi spływał doskonale, a żem miał wiele nowości do czytania i rozpoczętą pracę literacką, już mi się prawie odechciało starać o posadę, i miałem zostać w Warszawie, gdy jeden ze starych moich przyjaciół, w którego domu kilka lat spędziłem, sędzia W... przybiegł do mnie zdyszany, widocznie z jakąś błogą wieścią, którą twarz jego promieniała.
— Słuchaj, Wojtek — rzekł — trafia ci się szczęście.
— A no! — rzekłem — byle tylko dobrej próby, nie jestem od tego.
— Posada wyśmienita, idealna, ludzie, jakich może nie ma drugich na świecie; jeden trochę pieszczony dzieciak do wychowania, i dziesięć tysięcy złotych rocznie. Że to są nawet trochę moi krewni (bom przez kobiety z nią samą w koligacji), nagadałem im o tobie... i gwałtem cię mieć pragną.
— A! — rzekłem — kochany sędzio, nie bardzo ci jestem wdzięczen za przesadne pochwały; skutek ich