Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/20

Ta strona została uwierzytelniona.

coś idealnego... piękną i wyniosłą postać, kibić dziewiczą, białość marmurową, kształty, któreśmy przywykli zwać arystokratycznemi, choć niekoniecznie jednej tej rodziny są udziałem, a na ramionach cudownych głowę brunetki, głowę Wenery z Milo, o rysach regularnych, greckiego dłuta, z oczyma czarnemi, wielkiemi, palącemi, pokrytą bujnym, kruczym warkoczem. Czoło wyniosłe, białe, rozumne, usta różowe i pełne uśmiechu, świeżego, naiwnego prawie, rękę białą i wydelikatnioną: słowem coś zachwycającego.
Dodaj do tego, że kobieta znając się czarownicą, dbała widać o to, by świat cały padał przed nią, bo nawet poranny jej strój zdradzał niezmierne staranie i chęć zrobienia wrażenia. Każda cząsteczka najmniejszego jej ubioru była tak przybraną do całości, by w niej miała jakieś znaczenie, by podnosiła ją, świeciła, lub jaśniejszem coś czyniła.
Na kruczych włosach miała śpilki koralowe, powpinane tak, aby zarysowywały owal czoła i czarniejszemi jeszcze czyniły warkocze. Szlafroczek jej tyftykowy ze sznurami jedwabnemi, tiulowa suknia pod nim, rękawy lekkie, pospinane wstęgami dobranych kolorów, bransoletki, pierścienie: wszystko cudnie ją stroiło.
Ale też piękną była, jak nikt nie bywa na świecie, zabójczo piękną Syreną. Zdawało się, że człek na nią ludzkiemi oczyma patrzeć nie godzien.
Pokój musiał być, jeźli nie budowany dla niej, to urządzony umyślnie... Posadzkę wyściełał dywan przepyszny, ściany ubierało obicie doskonałe tłem i rysunkiem dobrane do niego, meble poustawiane zręcznie, zdradzały rękę umiejętną i uczucie artystyczne... W jednym kątku był za kozetką jakby klomb z kwiatów, o liściach szerokich i bujnych gałęziach, pod których zielenią spoczywając, cudnie się wydawać musiała. Zresztą nie było kącika, w którymby coś nie zwracało uwagi i nie przemawiało do myśli. Główny stolik przed kanapą pełen był książek ślicznie oprawionych, pism perjodycznych i listów świeżo poodbie-