Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

jakby nie kontenta z pochlebstwa i przerwała mu żywo:
— Proszę cię, nie chwalże tak bardzo biednej kobiety; prawda, że nienasyconą mam żądzę nauki, że najmilszem dla mnie zajęciem jest książka, nawet zwykle kobietom niedostępna, bom się już z nudów i fizyki i matematyki uczyła po troszę, ale to u mnie gorączkową potrzebą zajęcia tylko.
Spuściła oczy i westchnęła; trzeba się było domyśleć koniecznie, że jakiś brak w życiu, jakaś czczość w sercu były powodem do rozwinienia tak dziwnych pragnień. Ja pojąłem tylko, że nie jest szczęśliwą, że tęskni, że w sercu jej pozostał dotąd jakiś kątek niezajęty i z głupotą dwudziestoletniego dzieciaka ucieszyłem się tem wyznaniem.
— Są tak nieszczęśliwe istoty, — dodała hrabina zaraz, — którym nie wystarcza pospolita dana przez Boga człowiekowi miara uczuć, zajęć, cierpień; nawet ja, — szepnęła ciszej, — ja może do nich należę. Naówczas, jak ulubiony wierzchowiec hrabiego, który gdy mu zabraknie owsa, żłób słój wygryza, my gryziemy drzewo i kamienie...
Tyle było tęsknoty, poezyi i wdzięku w jej głosie, wyrazach i postawie, gdy słów tych domawiała, żem się uczuł zachwycony. Znać na mej twarzy dobitnie wyraziło się to uwielbienie i współczucie, bo piękna pani rzuciwszy na mnie okiem pełnem niezbadanych tajemnic, uznała, że dość wlała już smutku w napój, który mi podała, i nagle przeszła do wesołości, której sprzeczność z poprzedzającą melancholją była nowym urokiem. Poczęła żartować z sędziego, opowiadać wczorajszego balu wrażenia, krytykować dowcipnie stroje kobiet i ich piękność, napomykając o niezrozumiałych dla mnie drobnych wypadeczkach stolicy. Jak wprzódy poezyi, tak teraz w wyrazach jej tyle było dowcipu, lekkości, swobody, żem się wydziwić jej i nasłuchać nie mógł.
Wprawdzie znać trochę było chęć popisu, powiększoną zapewne widocznem wrażeniem, jakie czy-