Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/25

Ta strona została uwierzytelniona.

niła na mnie; ale to jej przychodziło tak łatwo, tak naturalnie, z takim to spełniała taktem, żem wybaczył cień ów przesady, i zapomniałem o czasie. Wychodząc po godzinnej rozmowie, czułem się jakby rozmarzony gorączkowo i pijany.
Sędzia choć znacznie starszy odemnie, choć obyły z hrabiną, którą znał od dzieciństwa, zdawał się jednak doznawać tego co i ja wrażenia; siedział jak przykuty, nie śmiejąc ruszyć się ni odezwać, w twarzy jego malowało się uwielbienie i zachwyt, jakby chciał upaść na kolana przed bóstwem, które mu się uśmiechało tak wdzięcznie i poufale, żem jego starości prawie pozazdrościł.
Bylibyśmy może oba w tym salonie zamieszkali dłużej niż potrzeba i przyzwoitość pozwalała, gdyby nowi goście nie przypomnieli nam, iż pora odejścia dawno wybiła; ruszyliśmy więc z żalem, rozstając się z panią domu, która nas, nawet mnie, żegnając jak starych przyjaciół, podaniem ręki, zaprosiła obu tegoż dnia na objad, dla dłuższego ze mną pomówienia. Rzuciłem tylko okiem na gości, z którymi mijaliśmy się w progu; byli to dwaj młodzi ludzie, z rodzaju swojskich lwów, ufryzowani, ubrani wytwornie, sfrancuziali jak należy, których hrabina serdecznie, nazbyt może poufale powitała, i zaraz za nimi rozległ się srebrny jej uśmiech, który mnie przykro, boleśnie jakoś dotknął. Zrozumiałem intuicyjnie, że w tym świecie grzeczność przybiera pozór poufałości, która do niczego nie obowiązuje, i jest zdawkową monetą powszednią. Sędzia wyszedł równie jak ja zamyślony i smutny prawie.
Nie mówiłem ci jeszcze o nim, ale i on należy do tych nieszczęśliwych moich dziejów; muszę ci go choć z profilu odmalować. Człowiek to był stary, sześćdziesiątletni może, siwy już, ale świeży jeszcze jakąś resztką młodości, rumiany, przystojny, czerstwy ciałem i umysłem, łagodny aż do śmieszności, dobry aż do pobłażliwości, serdeczny aż do zbytku może, bo nie umiał młodości zapomnieć, i cisnął się do towarzystwa