— Co do mnie — dodała po chwili, — znużoną jestem niewymownie, szarpię się, rzucam, śmieję, by nie pokazać, że boleję. Stworzoną byłam do innego życia, do wiejskiej ciszy, skromnej strzechy, do rodzinnego kółka, do świata zapomnianego przez ludzi: wzdycham do ustroni i pokoju.
Taką zawsze chciała być dla mnie i wyrachowała doskonale, że ukazując mi się w tej szacie, najpotężniejszą się stanie.
Po dwóch czy trzech dniach widząc, że nie wychodzę z mojego chłodu, i mówić nie śmiem i zbliżyć się boję, hrabina stała się jeszcze poufalszą.
Gdym przyszedł o mojej godzinie, na którą codzień ze strachem i niecierpliwością oczekiwałem, uśmiechnęła się z dobrze odegranym smutkiem, i wziąwszy poufale za rękę, spytała:
— Kochany panie Albercie, powiedz mi, czy panu źle u nas! dla czego tak jesteś smutny, tak zamknięty w sobie, tak widocznie nasz się obawiasz?... No! wyspowiadaj mi się pan szczerze, a ręczę, że znajdziesz współczucie, a może... i pociechę. Co panu jest?
— Ale nic, pani! — odpowiedziałem — najlepiej mi w świecie; jestem spokojny, mam pracę, którą lubię, nic mi nie brakuje; do tego stanu przywykłem.
Rzuciła na mnie spojrzenie straszliwe, długie, od którego zadrżałem cały, i westchnęła wskazując mi miejsce blisko siebie.
— No! nie bój-że się pan — rzekła, — przecież nie jestem tak niebezpieczną istotą... Siadaj... mam dla pana szacunek i przyjaźń, jesteś pan może jednym z wielu, co mnie otaczają, którybyś mógł mię pojąć, gdybyś chciał...
Wąż w raju nie inaczej mówił do Ewy, chcąc ją uwieść, i w istocie przekonywał ją, że tylko ona jabłko zerwać i męża do zjedzenia nakłonić może. Zawsze przez to ja zyskuje się człowieka: jest to sznurek poliszynella, który pociągnąwszy, cała jego istota drży i rzuca się jak każą.
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/46
Ta strona została uwierzytelniona.