Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/57

Ta strona została uwierzytelniona.

krwią moją kupić ci chwilę szczęścia i pokoju, jakżebym wylał ją chętnie!
Uczucie w piersiach stłumiło mi słowa. Spojrzałem na nią, i ledwiem oczom mógł wierzyć: uśmiech prawie szyderski przebiegał piękne usta Syreny; zmieniła ton, jakby mię nadto ośmielić nie chciała.
— Ostrożnie, panie! — zawołała — ostrożnie! nie wiesz zapewne, że mnie otacza fatalność jakaś, która się zlewa na wszystkich, którzy mi są przyjaźni, którzy zbliżają się do mnie. Nikt nigdy długo nie dochował mi uczucia, nikt jeszcze nie był mi wiernym, każdy mię w końcu przeklinał! Miałożby to samo stać się z naszą przyjaźnią?
— Nie! nie! — zawołałem — ci wszyscy, o których mówisz, nie byli ciebie godni!
Wstrzymałem się przerażony.
— Mówmy o czem innem! — przerwała nagle — boję się o pana: możesz mię źle zrozumieć; za daleko zajść możemy.
Ta przerwa w rozmowie więcej znaczyła niż sama rozmowa; dla każdego innego nie dla mnie, onaby była dostateczną wskazówką, by jej paść do nóg i wyznać tę miłość, którą dla niej czułem: jam zamilkł spokojnie, zamykając w sobie złote ziareńko nadziei.
W kilka dni potem znowuśmy wielkie uczynili postępy. Hrabina dozwoliła, bym część jej dziennika przeczytał, potem zażądała, bym dla niej mój zaczął pisać, i codziennie go jej przynosił. Krok tylko od tego pozostawał do listów, i poczęliśmy pisywać do siebie; a że w obec papieru człowiek jest daleko śmielszym niż twarz w twarz z piękną kobietą — pojmiesz, jak stopniami do najzuchwalszych wyznań przyszedłem w listach moich.
Nie rozgniewało jej to jednak, śmiała się tylko ze mnie, a odpowiedzi tak zręcznie były pisane, że obok najgorętszego uczucia, mieściły najsurowszą moralność i religijne uniesienie... Często koniec był przejęty Bogiem, strzelisty jak modlitwa, gdy początek cechowała czysto ziemska tęsknota, lub wyrzeka-