Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/65

Ta strona została uwierzytelniona.

Uśmiechnęła się.
— Kobieta jest z natury zalotną — odpowiedziała, — i musi nią być; ale od tej zalotności wrodzonej do płochości daleko jeszcze, a ja — wymówiła ciszej, serdecznie, wymownie zwracając na mnie oczy — ja ciebie kocham, kocham, kocham!
Ten wyraz drogiemi wymówiony usty, zwyciężył we mnie resztę wątpliwości i bólu; i gdy w progu ukazał się niecierpliwy Gustaw, przychodząc pod pozorem jakiejś książki, odszedłem upojony, prawie szczęśliwy i nie zazdroszcząc mu wcale.
A! wytłómaczcie mi proszę, serce ludzkie.
Czułem w głębi, żem był oszukiwany niegodziwie, widziałem, że ze mnie robiono sobie igraszkę, a łudziłem się walcząc uparcie z oczywistością, by wmówić sobie, że ona była marzeniem. Pragnienie serca, przywiązania, którego mamiącej skosztowałem rozkoszy, było tak wielkie, że mnie zaślepiało na wszystko.
Jednak szczęśliwy odchodziłem, choć czułem na dnie duszy niepokój i trawiącą wątpliwość, a głos wewnętrzny mówił mi ciągle:
— Ona cię uwodzi!
Gucio, który miał zabawić kilka godzin, skutkiem wrażenia, jakiego doznał, został z nami na dni kilka, na kilka tygodni, potem na parę miesięcy; miałem więc czas oswoić się z nowem położeniem mojem, a gdy wreszcie przeszła pierwsza schwytania go żądza, gdy już został ujarzmiony i przykuty, wróciły moje wieczorne godziny, choć rzadsze i krótsze. Nie postrzegłem zaślepiony, że hrabina męczyła się niemi, pokutując ze mną za swą chwilową płochość; ale obawiała się podobno plebejuszowskiej namiętności, i musiała jej dawać okruchy na pastwę, aby do rozpaczy nie przyprowadzać.
Hrabia jak z innymi adoratorami żony, pogodził się doskonale z kuzynem Gustawem: lubił go nawet i używał to do polowania, to do gry, to w chwilach nudy jako zabawnego gawędziarza, z którym się tem