Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/67

Ta strona została uwierzytelniona.

przypisać należy te nieustanne próby uczucia, które w sobie obudzić chciała, a doznać go nie mogła.
Była ona jak chory, który już jeść nie może, lecz żąda nowych pokarmów, bo mu się zdaje, że znajdzie coś wreszcie, co mu smakować będzie. Halka przeciwnie cała była sercem, choć na zewnątrz wydawała się do zbytku zimną, i hrabina nieustannie ją chłodem prześladowała. Tu był pozór i blask, tam prawdziwe, ciche i głębokie uczucie.
Jest to ogólną miarą w poznaniu ludzi, że ci, co się popisują sentymentami, szermują niemi i na plac je wyciągają, najczęściej nie mają ich wcale: istotne tai się z sobą, a wstyd je zakrywa. Hrabina żyła głową, Halka sercem, ale bojąc się, by nie była zraniona, osłaniała je pozornym chłodem. Świat, który sądzi z powierzchowności, i daje się wziąć na lada komedją, zawsze także eksaltację sztuczną bierze za dobrą monetę, i Laura uchodziła za najczulszą z istot, bo najmniejszy swój postępek umiała rozsławić i pokryć blaskiem; Halkę miano powszechnie za dziewczę zimne, samolubne, niewdzięczne nawet, gdyż jej miłość i poświęcenie ukrywały się przed światem.
Jam także nie prędko poznał się na niej: uległem powszechnemu błędowi całego domu, który ją uważał za upośledzoną i ułomną.
Dopiero przybycie Gustawa, odsunięcie się hrabiny odemnie, zbliżenie do Halki, dało mi ją poznać, a raczej odgadnąć. Zdaje mi się, że wyjąwszy mnie, jeden tylko hrabia, jak ona spotwarzony i miany za istotę bez uczucia, potrafił ją ocenić: bronił nawet czasami, z oka nie spuszczając nigdy.
Dla hrabiny była przedmiotem pobudzającym do niecierpliwości, cieniem, który stawiła ciągle przy sobie, by się jaśniejszą wydawać.
— Jaka ta Halka szczęśliwa — mówiła nieraz prawie publicznie w salonie, — jaki w niej spokój niezamącony niczem, jaka obojętność na wszystko, jaki dar znoszenia najsilniejszych wrażeń ze stoicką odwagą...