Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/69

Ta strona została uwierzytelniona.

chy, sama starała się zbliżyć do mnie. Poczciwe dziewcze nie śmiejąc zbyt drażliwego dotknąć przedmiotu, odprowadzało mój umysł w sfery jaśniejsze pracy, rezygnacji, wiary.
Zrazu przejęty cały moją namiętnością i ja niewdzięczny niecierpliwiłem się na nią, ale ten słodki głos pocieszycielki brzmiał tak, niezmordowany nawet opryskliwością moją, tak stale z pieczołowitością siostry miłosierdzia odzywał się u mojego boku, żem nareszcie zwrócił się ku niemu znękany i uważniej słuchać go począłem.
Hrabina dostrzegła zaraz jednem wejrzeniem, żem był już blizki ocenienia Halki, i musiało jej to zrobić przykrość, czy wzbudzić obawę, bo natychmiast sama znowu starała się przybliżyć do mnie, aby wpływu jej nie dopuścić. A przy pierwszej rozmowie spytała mnie otwarcie:
— Czy się pan już wyrzekłeś przecie swojego uprzedzenia przeciw mojej drogiej wychowance? Widzę, że lepiej jesteście z tą biedną Halką... Nieprawdaż: ludzie się na niej poznać nie umieją! Prawda, że chłodną jest, zimną, i są ludzie, co cieplejszych serc pragnąc z tem się pogodzić nie mogą; lecz cóż ona winna, że ją Bóg taką stworzył, a jaka nasza zasługa, że nas natura inaczej ukształciła?
Nic nie odpowiedziałem na to, a Laura wkrótce zwróciwszy rozmowę, użyła środków, których znała siłę, by mnie nowemi węzły przykrępować do nóg swoich i odmalowała mi siebie poetycznie jako nieszczęśliwą ofiarę, jako duszę spragnioną ideału i szukającą roztargnienia, aby zapomnieć boleści. Dźwięk jej głos, żar jej oczów, każdy ruch wyuczony, zalotność umiejętna, którą ja naiwnie brałem za oznakę uczucia, pociągnęły mnie i złamały znowu. Powtórzyła mi sto razy, że mnie, mnie tylko jednego kocha.
— Ale nie! — przerwał Wojtek z boleścią — tego ci opisywać nie będę. Skosztowałem jej ust i poczułem bicie serca w gorącym uścisku, zdało mi się, żem nie-