Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/81

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dobrze panu znajoma!
Zarumieniłem się mocno, alem udał, że niezrozumiałem.
W tydzień potem bransoleta jakoś znikła mi z oczu. Nie śmiałem spytać co się z nią stało, alem posmutniał. Laura domyśliła się przyczyny, i szepnęła mi, że bransoletka zbyt zwracała oczy, że ktoś domniemywał się jej pochodzenia, i że dlatego zrzucić ją musiała. Uspokoiłem się, cały gniew zwracając na Halkę.
W kilka dni potem poszedłem do złotnika, który mi ją sprzedał; ujrzałem bransoletkę świeżuteńką w gablotce; sądziłem, że druga podobna, ale postrzegłem nieforemnie wydrapany na niej napis hiszpański.

A hora y siempre.

— Ta pani, z której polecenia pan ją kupiłeś — rzekł mi kupiec, widząc zdziwienie moje, — przemieniła ją wczoraj właśnie na bardzo zabawnego murzynka, sadzonego perłami.
W istocie widziałem murzynka, którym się Laura wielce bawiła, dźwigającego pachitosy w salonie! Serce mi się ścisnęło! Jam w tę drobnostkę myśl moją wcielił, uczucie do niej przywiązał, wysłałem ją, aby mnie przypominała! Kosztowała mnie część życia, a ona, — ona rzuciła ją jak fraszkę niepotrzebną, po kilku dniach zabawy.
Pobiegłem oburzony zaraz z wymówkami, ze łzami. Laura na przelotną zmięszała się chwilkę, ale wnet dodała śmiało:
— Obrażasz mnie pan! Nie rozumiem co mówisz! Tyle na świecie jest bransolet podobnych! Cóż to znowu!
Musiałem zamilknąć.
Był to tylko wstęp do dalszych prób i nieszczęść moich. Wytłumaczyłem sobie to wypadkiem, kaprysem, obawą i niepokojem razem. Wreszcie i murzynek mnie jej przypominał.
Nie wiem już ktoby był malarza i dyplomatę zastąpił, gdyby w chwili, gdyśmy go najmniej się spo-