Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/90

Ta strona została uwierzytelniona.

— Przyjacielu, cóż ci to?... chorowałeś? A! nie uwierzysz, ilem cierpiała wiedząc o tem i nie mogąc przybiedz, siedzieć u głów twoich i choć oddechem i spojrzeniem i modlitwą ci pomódz. Jakżem zazdrościła Halce, która tam odgrywała rolę czułej siostry miłosierdzia. Musiałam udawać obojętną, zimną, gdy serce moje biło niepokojem okrutnym...
I wzięła gorącą dłoń moją w swe zimne atłasowe rączki, zbliżyła się, a poczuwszy ją tak blisko, zapomniałem Gucia, ludzi, świata, płochości, niewiary, zdrady, i chwilę byłem szczęśliwy aż do łez... Ale wnet zburzyła pamięć tę wątłą budowę: wyrwałem jej rękę i zakrywając sobie oczy, łzy rozkoszy zmięszałem z gorętszemi gniewu łzami.
— Pani — rzekłem łapiąc powietrze, którego mi do oddechu nie stawało, — pani zlituj się nad nieszczęśliwym człowiekiem, który stoi w rozpaczy nad grobem: nie łudź mnie, nie lituj się nademną, nie obiecuj czego mi dać nie możesz, bo nie masz... serca! Ulecz mnie, odepchnij, wyszydź, przynajmniej będę mógł umrzeć!
— Co to jest? gorączka jeszcze? — spytała spokojnie hrabina — wytłumacz mi to pan.
— Policz pani dni, przypomnij wieczór, który moją słabość, poprzedził, a dojdziesz jej przyczyny...
— Przyczyny? wszak mi mówiono, żeś pan przegrawszy wszystko, z żalu po pieniądzach wpadł w gorączkę.
— Ja dla pieniędzy! — krzyknąłem łamiąc ręce — dla pieniędzy!
— Pan się zapominasz! — zawołała podnosząc głos — posłyszą ludzie, cóż pomyślą?
— Ludzie! prawda! robić można wszystko, byle ludzie nie słyszeli, byle nikt nie widział.
— Pan jesteś jeszcze w gorączce, — rzekła zimno.
— Jestem zupełnie przytomny, — przerwałem stygnąc — ale wieczorem przed grą byłem w ogrodzie...
— I cóż ztąd? — spytała dumnie.