Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/93

Ta strona została uwierzytelniona.

zdrości nawet, któraby dobrowolnie dzielić się chciała, byle z działu pruszynkę otrzymać.
A obok mnie stała ta niewinna i święta postać Halki, cichej ofiary, coby mnie była pojęła, coby kochać umiała, a której twarzy Bóg odmówił tego uroku, jakim jaśniało oblicze tej kobiety czy szatana. Czułem promieniejącą w niej dobroć, jakby powiew czułości, a jednak kochać jej nie mogłem, wypłacić się nawet za dowody jej współczucia nie umiałem: niecierpliwiła mnie tylko.
Po ostatniej naszej rozmowie, hrabina obchodziła się ze mną jak z więźniem zakutym, rzucając jak piłką, posługując się, wyśmiewając, pewna, że kiedy zazdrość odepchnąć mnie nie potrafiła, nic w świecie już nie otrzeźwi z szału. Byłem posłuszny, a w nagrodę czasem mi tylko podała rękę białą, lub posłała uśmiech wymowny, którego ja próżnię napełniałem marzeniami mojemi. I byłem szczęśliwy!
Ale i to trwać nie mogło długo; kupione spodleniem, zaprzedaniem się szczęście, ciężyło jak kamień: gryzłem się w duszy, i nowa słabość, straszniejsza od pierwszej, obaliła mnie na łoże.
W snach gorączkowych zdawało mi się, żem ją widział przy sobie, że rozognione czoło chłodną mi studziła dłonią, że szeptała wyrazy pociechy... Niestety! było to tylko złudzeniem.
Powiem ci odrazu, com się dopiero później mógł dowiedzieć. Gdym zachorował, hrabina, która obawiała się tylko zgorszenia i jakiegoś z mej strony wystąpienia, użyła tej chwili, by się oddalić, i rzucić mnie samego na tej obczyźnie... Zręczność była jedyną: na trzeci więc dzień, gdym jeszcze nieprzytomny leżał w gorączce, upakowano wszystko i zostawiwszy nieco grosza, który mi tam przypadał u nich, na ręce lekarza, piękna Laura postanowiła co najprędzej do Włoch wyruszyć. Halkę oburzył ten chłód i obojętność: biedne dziewczę wpadło błagając hrabinę, by przynajmniej kilka dni, dopóki się los mój nie rozstrzygnie, poczekać chciała. Ale Laura szydersko jej