Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/98

Ta strona została uwierzytelniona.

panowaniem namiętności ślepej i zgubnej, nie starasz się jej nawet pokonać.
— Któż mówi żem się nie starał, żem nie pracował, dopóki zwyciężonym się nie uczułem?
— Nie starałeś się, — powtórzył lekarz; — mógłbyś zwyciężyć, gdybyś chciał. Kobieta, dla której tak oszalałeś dziwnie, upadlająco, jest wprawdzie bardzo powabną, i może głowę zawrócić, ale ona należy do tego rodzaju kobiet, które się same niczem długo nie są w stanie zająć, ani na długo opanować serca.
— Nie mów mi pan nic przeciwko niej! — przerwałem gwałtownie.
Zamilkłem spuściwszy głowę.
— Przeciwko niej nie mówię słowa! — odpowiedział z uśmiechem politowania; — słaba istota została stworzona taką, i jest nią nie mając ni siły, ni woli, by się przetworzyć. Ona tam temu nie winna: winni ci, co w niej widzą więcej niż jest, którzy ją psują i myślą, że w takiej naturze uczucie panować może; winni ci, co sobie ideał tworzą z niepoprawnego dziecięcia! Ona niewinna, zaprawdę wyście winni! — powtórzył po kilkakrotnie.
— Tak jest, — rzekłem, — lecz są przecież, jak to pan wiedzieć musisz najlepiej, namiętności, których człowiek pokonać nie może; są pociągi, których sile oprzeć się niepodobna.
— Tylko z takiemi walczyć nie można, które trwają krótko, — odparł doktór. — Jak tylko jest czas do boju, jest czas do zwycięztwa. A walczyć potrzeba, — dodał wstając z ławki z uśmiechem, — walczyć należy i zwyciężyć!
Słowa te na chwilę mnie tylko zastanowiły, ale powróciwszy do domu, gdym znalazł list, a przy nim weksel hrabiego, spieszącego mi z pomocą, ujrzałem tylko możność dogonienia Laury, i wszystkie dobre myśli i zamiary moje się rozchwiały.
Nazajutrz wybierałem się w drogę, myśl moja wyprzedzała mnie, a radość dzika miotała sercem. Zajęty już byłem pakunkiem, gdy poczciwy doktór przy-