Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Piękna pani.djvu/99

Ta strona została uwierzytelniona.

szedł do mnie, spojrzał na tłumoki, na twarz moją i odgadł od razu wszystko.
— Ho! ho! — zawołał, — dokądże to tak szparko. Pod jasne niebo Italii zapewne?
— Zgadłeś, — rzekłem.
— Wolałbym się omylić, — przemówił siadając, — pomyśl co czynisz?
— Naucz mnie, zrób to, żebym mógł myśleć! — zawołałem, — ja czuję tylko.
— Więc poczućbyś powinien, że lecisz na zgubę.
— Czasem zguba nieuchronna: dozwól sądzić z czem mi lepiej.
Podał mi rękę w milczeniu, pokiwał głową i chciał odejść nie dodając słowa, gdy mi się żal zrobiło poczciwego starca: łzy uczułem na powiece, i dłoń jego z uczuciem przycisnąłem do piersi. Od dawna pierwszy mi okazał przyjaźń i sympatję.
— Nie sądź, — rzekłem, — bym nie czuł prawdy słów twoich, ale są szaleństwa nieuchronne, są siły niepokonane, są chwile, w których przepaść nas woła, choć na dnie jej widzimy śmierć! Ja nienawidzę tej kobiety, ja nią gardzę, ja się nią brzydzę, znam wszystkie jej słabości, fałsz, który w niej mieszka, a kocham ją zapamiętale, szalenie. Wiem, że miłości tak czystej i wielkiej nie jest warta, bo trzy razy na dzień stara się, nie doznając go, obudzić to uczucie; gra miłość i szydzi z niej; wiem, że co dla mnie świętem, dla niej jest igraszką; wiem, że mię podepce, że odepchnie, a idę za nią choćby o kiju na koniec świata... Tak jest... bo nie może być inaczej.
Staruszek nie rzekł ni słowa więcej, spojrzał mi w oczy, jak skazanemu na śmierć, ścisnął rękę i odszedł powoli.
Nazajutrz opatrznym trafem czy fatalnością jakąś, z pierwszego w rękę wziętego dziennika dowiedziałem się, że hrabina bawiła we Florencji, bo o niej i wieczorach jej w willi pod miastem na drodze do Fiesole położonej, pisano z zachwyceniem. W felietoniście poznałem oczarowanego przez nią.