— Czy księcia dziś nie będziemy widzieli? — zapytał, oczy podnosząc ku pani Vauban.
— Nie wiem! Ma pono jakiegoś tajemniczego gościa u siebie — obojętnie dość odparła gospodyni.
Uśmiech jej wymuszony dowodził, że to co dla drugich było tajemnicą, dla niej być nie mogło. Pokutyńskiemu nie wypadało nalegać.
Rozmowa wprędce zwróciła się ku jutrzejszemu teatrowi i ploteczkom codziennym.
Gdy się to działo w przyćmionym salonie pani de Vauban, w pokoju sypialnym księcia Józefa — dwie osoby siedziały na cichej, poufałej rozmowie.
Sypialnia to była wcale zniewieściałości nie dająca się domyślać, prawdziwie żołnierska i obozowa. Synowca królewskiego niktby w niej nie odgadł.
Urządzenie jej było nadzwyczaj proste, skromne i prawie zaniedbane. Nie mogło ono być dziełem wypadku, tkwiła w tej surowości myśl jakaś. Tam gdzie księcia widywano, był wytwornym i dbałym o elegancję, tu gdzie sobą był, gdzie oprócz zaufanych przyjaciół, nikt nie wchodził, — pozostał żołnierzem, wyczekującym hasła i stojącym na czatach... Dosyć obszerny pokój miał stół w pośrodku suknem okryty, jedną sofę przy ścianie dobrze wyszarzaną, proste łóżko żelazne burką historyczną okryte, kilka krzeseł wysiedzianych, a na ścianie parę rysunków wyobrażających bitwy i konie, trochę broni zawieszonej na kołkach bez żadnego starania o wdzięk i ozdobę.
Uderzała ta prostota umyślna, będąca w sprzeczności z życiem pańskiem, z obyczajami gdzie indziej arystokratycznemi. Bohater z pod Sabaczu był tu zawsze tylko żołnierzem, zapominającym, że miał nieszczęśliwego stryja królem.
Takich sprzeczności w życiu pięknego Pepi było mnóstwo. Nie był to jeden z tych ludzi, co się na pierwszy rzut oka poznać dają; kilku odmiennych naprzemiany pokazywało się w księciu Józefie i czyniły go nie do pojęcia coraz innym. W tych latach był on może odpoczywającym i znużonym bezczynnością daw-
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/101
Ta strona została skorygowana.