ślał. — To dowód, że ja jeszcze kochać mogę, miłością najczystszą, idealną, gdy ty już zszedłeś na rozpustnika.
— Jak wszyscy starzy! jak wszystko stare, zepsułem się — odparł de Ligne smutnie. — Wszakżeśmy od tego zaczęli rozmowę, żem ja się obwiniał o zestarzenie, a ciebie nie posądzał. Teraz zaś tylko zazdroszczę młodości.
Książę się zamyślił trochę.
— A! tak, — odezwał się melancholicznie — każda miłość nowa młodość nam daje nową, wraca jej uczucia! A tak to dobrze być choć trochę młodym, choć na krótko...
Urwała się rozmowa, de Ligne poziewał.
— Powiedzże mi — mruknął po namyśle — dlaczego wybrałeś sobie Warszawę na miejsce pobytu, w Wiedniu by ci było weselej?
Książę uśmiechnął się.
— To może trudno mi ci będzie wytłumaczyć, — rzekł, — mam jakieś przeczucie i wiarę, że tu będę kiedyś, — na coś potrzebny... Czekam...
— Na co? — zapytał de Ligne.
— Nie wiem sam, na spełnienie moich przeznaczeń — rzekł książę Józef. — Mam tę pewność w duszy mojej, że jeszcze schwycę za szablę co wisi na ścianie, wdzieję burkę i pójdę z moimi gdzieś walczyć, a może zginąć, że nie zgniję tu marnie pod czułą opieką poczciwego Koehlera...
— Marzenia polskie! — zaśmiał się de Ligne — dzieciństwa! — Prusy są silne, panowanie ich tu ustalone, miałżebyś ochotę wejść w ich służbę?
— Nigdy w świecie! — gwałtownie zawołał książę — nigdy! Niech to sobie będą marzenia, — zostaw mnie z niemi. Nie mówmy o tem.
— Owszem ja chcę o tem mówić z tobą, aby cię z tych mrzonek obudzić — odezwał się de Ligne.
— Kiedy mi z niemi dobrze! — przerwał książę.
— Ale niepodobna abyś się z niemi nie zdradził — przerwał de Ligne — Prusacy są podejrzliwi. Wyczytawszy w twej duszy czego pragniesz, a co dla nich miłem
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/107
Ta strona została skorygowana.