panowania ostatniego z królów, spuścizny gorączek i apatyj, wszystko miało w tem społeczeństwie reprezentację. Jedni nosili żałobę wesołą, drudzy smutną, inni bezwiednie byli żałobą żywą, bo strasznym upadkiem.
Wśród tego cmentarzyska, jak u nas zawsze, siły żywotne domagały się wyrazu, a nie mogąc inaczej, objawiały się szałem i weselem.
Szukano rozrywek, aby o bólu zapomnieć, a im ból był większy, tem rozrywka gorętszą być musiała.
Towarzystwo nie samemi tytułami swych członków składało się ze wspomnień, każdy nosił jakąś bliznę lub niezasklepioną ranę. Dla większej części, która zaludniła ówczesną Warszawę, była ona jakby drogą krzyżową, ze stacjami bolesnemi, przypominającemi im dni ciężko i słodko tu przebyte.
Jenerałowa Grabowska, domniemana czy rzeczywista królewska wdowa, Kicki poufny przyjaciel króla, Krasicki arcybiskup, który go witał mową w dniu koronacji, mnóstwo innych — nie należeli właściwie do dni dzisiejszych — wszyscy oni się przeżyli.
Sam książę Józef, młody jeszcze, już miał za sobą całą burzliwą przeszłość od Kaniowa do Targowicy przeciągniętą, cóż dopiero Arystydes Małachowski i inni.
Z tych pięknych niegdyś pań ileż wzdychało do niepowrotnych dni, gdy jaśniały szczęśliwe pierwszym rozkwitłym wdziękiem młodości?
Do tych żywiołów dawnych dodać potrzeba było nowe, obce, które fale rewolucji francuskiej na ten daleki ląd wyrzuciły, — ludzi z tradycjami wykrzywionemi, z sercami żółcią zalanemi, z dumą upadłych, usiłujących sobą przedstawiać społeczność starą, jakiej już na świecie nie było. Rzeki krwi uniosły ją w przeszłość.
Te podpory legitymizmu, monarchji i religji znalazły się wśród społeczności polskiej, prądami XVIII w. przenurtowanej, wśród arystokracji i duchowieństwa
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/122
Ta strona została skorygowana.