najmniej pięćdziesiąt. Pan nigdy nie byłeś młodym i dlatego ani rozumiesz młodości, ani być drugim młodymi dozwalasz.
Zarumieniła się piękna Sylwja, Grabski cofnął się o krok. — Spokojna twarz jego nabrała wyrazu smutnego. — Nie odpowiedział nic.
W tej chwili Czeżewska, zła, zburzona, przez drzwi pół otwarte zawołała na Sylwję, która do niej wyszła. Mieczysław usiadł zrezygnowany.
Wybiegając z salki, spojrzała nań jeszcze zagniewana kuzynka i zobaczywszy go takim zbolałym, pożałowała go, zawstydziła się swej prędkości i mimowolnie wychodząc, rzuciła mu:
— Zaraz powracam! Proszę na mnie czekać. Rozmowa nasza nie skończona.
Grabski głową tylko dał znak, że będzie posłusznym.
Oczyma wodząc po pokoju, na kominie około zegara zobaczył w wazonie porcelanowym bukiet wczorajszy, i — co gorzej! w drugim, odpowiednim mu, stał jego brat rodzony, również ładny a świeższy, drugi, który prawdopodobnie musiał tu już przybyć z rana i — mimo zakazu, został przyjęty. Zachmurzył się Grabski bardziej jeszcze i westchnął.
Oddawna zrezygnowany był na to, że śliczne dziewczę, w którem się kochał tak mocno, za stracone dla siebie uważać musiał, żal mu je było jednak widzieć lecące tak naoślep w nieznane strefy, których on znał niebezpieczeństwa, a ona tylko widziała ponęty.
Dosyć prędko Sylwja z gałgankiem jakimś w ręku powróciła i stanęła przed nim.
— Gniewasz się na mnie? — zapytała.
— Gdybym nawet chciał, piękna kuzynko, pogniewać się na ciebie — nie mógłbym! Przechodzi to siły moje.
— Nie gniewam się, ale — boleję.
— Nad czem? nad tem, że ja się chcę bawić? widzieć? słyszeć? uczyć? — zawołała Sylwja.
— Nad tem, że tak nieostrożnie, z zapałem lecisz
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/128
Ta strona została skorygowana.