dukatami nigdy go nie opuszczała, a oprócz tego miał trzos ciężki, którym chodził opasany i nie zdejmował go z siebie nigdy, tylko nocą pod poduszkę, będąc w wielkiej obawie od warszawskich rzezimieszków.
Przyniesiono ostryg takie masy, iż szambelan myślał zrazu, że się w liczbie osób omylono, ale miał do czynienia z tymi, co je pożerali kopami, i przekonał się wkrótce naocznie, że zanadto ich nie było. Znikały połykane tak szybko, iż wkrótce blaty się poopróżniały.
Z butelkami też młodzież obchodziła się ze zdumiewającą zwinnością, sama się zachęcając, nalewając i rozlewając bez ceremonji. Humory nastroiły się wkrótce do nadzwyczaj wysokiego tonu.
Burzymowski, siebie tylko oszczędzając, także dolewał a dolewał, ichmość się prosić nie dawali.
Za późno postrzegł się, iż śniadanko zbyt długo się przeciągnąć musi, a odwiedziny dzisiejsze u kasztelanowej przepadną. Nie wypadało mu ani się gości pozbywać, ani przyznawać do tego, co go trapiło. Pokutyński go uratował, gdy około południa, na zegarek spojrzawszy, zaintonował do odwrotu.
A że już i butelki były próżne, i głowy pełne, rozeszli się jakoś wszyscy, wyściskawszy łaskawego amfitrjona i Burzymowski wpuścił rękę w kieszeń głęboką po ową zieloną sakiewkę. Rachował zawczasu, że kilkanaście dusiów pęknąć musi, nie przewidywał jednak, ażeby za skromne śniadanko, złożone z ostryg, sera, szampana i maleńkich różnych dodatków, dwadzieścia i kilka obrączkowych dać było potrzeba.
Zawołał w pierwszej chwili:
— Ależ! Bój się Boga!
I chciał się targować, gdy gospodarz mu z zimną krwią oświadczył, że u niego targu niema i że wszyscy jego łaskawi klienci tak płacą, o czem łatwo się może przekonać, pokazując rachunek Pokutyńskiemu. Rad, nierad, mrucząc pod nosem przeciw zdzierstwu, zapłacił Burzymowski, tem w gorszym będąc humorze, że do kasztelanowej było już za późno prawie.
Przeklął obrzydłe ostrygi na progu i nie patrząc
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/134
Ta strona została skorygowana.