Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/143

Ta strona została skorygowana.

sze cisnęły się tu i zajmowały szczupłe miejsca dla nich przeznaczone.
Francuskie nowe ubiory, głowy męskie à la Titus poostrzygane, gdzie niegdzie dawniejsze peruki i włosy ztyłu pozwiązywane, kobiece greckie fryzury najrozmaitszych kształtów, suknie jedwabne, klejnoty, koronki, kryzy, aksamity — jakby mozaiką żywą zaczynały wypełniać parter sali.
Nadewszystko błyszczało tu mnóstwo piękności, twarzyczek młodych, odmłodzonych, chcących być młodemi, już pięknych i pięknych jeszcze.
Wdzięk nie był nawet wyłączną cechą arystokratycznej części sali. Wśród płatnych miejsc, do których napływali mieszczanie, kupcy, drobna szlachta, a może nawet starsza służba możnych panów, dawały się dostrzegać lica, które z najdostojniejszemi o palmę piękności walczyć mogły.
Niejedna tu twarzyczka miała i arystokratyczną dystynkcję, i strój, któregoby się tytułowane pierwsze rzędy nie powstydziły. Z pokolenia, które schodziło, mało już było reprezentantów, świat młody po większej części lub mogący się liczyć do niego.
Z typów fizjognomij łatwo tu było wyróżnić Francuzów w wielkiej liczbie, których większość miała owo piętno galijskiego pochodzenia, jakiego wieki zetrzeć nie potrafiły. Na emigracji tej wcale znać nie było jej położenia, ani w wyrazie dumnych twarzy, ani w strojach wyszukanych i modnych.
Wszystko to zdawało się krajowcom wskazywać, poczuwać się do jakiejś wyższej roli i bardziej do zdobywców, niż do wędrowców bezdomnych było podobne.
Cisnęli się do nich ciekawi i z upragnieniem słuchali jak wyroczni.
Cała francuska kolonja zajmowała pierwsze rzędy, łączyła się z najwykwintniejszem towarzystwem i zdawała mieć poczucie, że mu zaszczyt czyni, poufale się z niem obchodząc.