Z większego świata, kto tylko nie grał dnia tego w zapowiedzianej komedji Dorat’a, znajdować się musiał w szrankach widzów. Było w modzie koniecznie pokazać się na Socjecie; gra artystów obudzała najżywsze zajęcie.
W sali ścisk się coraz powiększał, a że zaproszonych osób nie liczono i z płatnemi biletami się nie rachowano, przewidywać było można, iż wkrótce wszyscy się dusić będą.
Grabski, który unikał nazbyt ścisłych stosunków ze światem eleganckim i o zaproszenie dla siebie się nie starał, kupił sobie bilet zawczasu i znalazł się, wszedłszy, wśród bardzo różnorodnego tłumu, w którym rozpoznawał i w ulicach, i po sklepach, i na świecie gdzie niegdzie widywane twarze. Nie mógł on towarzyszyć kuzynce, gdyż liczba osób na bilecie zapraszającym była ograniczoną do trzech.
Majorowa podjęła się te panie i szambelana z niemi wprowadzić do krzeseł w pierwszych rzędach.
Mieczysław umieścił się tak przy ścianie, aby przynajmniej zdaleka mógł się widokiem pięknej Sylwji napawać.
Właśnie się był ubezpieczył, że go stamtąd nikt nie wyruguje, gdy we drzwiach ruch postrzegł i z bijącem sercem poznał po słusznym wzroście i ślicznej, radością rozpromienionej twarzyczce Sylwję, która, choć po raz pierwszy w życiu znajdowała się w towarzystwie tak tłumnem i z tak dobranych żywiołów złożonem, miała pewność siebie największą i nieustraszoną odwagę kobiety, która czuje, iż do tego świata jest przeznaczoną.
Szła jak królowa, śmiałe dokoła rzucając wejrzenia, ubrana ze smakiem wielkim, a razem z prostotą jej wiekowi przyzwoitą; szła z uśmieszkiem na ustach, zdając się mówić.
— Patrzcie, jak mnie Bóg piękną stworzył i jak mi z tem dobrze.
Włosy jej cudownie były związane wedle rysunku
Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/144
Ta strona została skorygowana.