Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Pod blachą.djvu/146

Ta strona została skorygowana.

dać. Nie brakli jej inteligencji? nie będzieli śmieszną? Egzaminowały strój, czy nie zdradzi niedostatku smaku i parafjańszczyzny? Z siłą intuicji, jaką posiadają kobiety, wcielały się w to nowe bóstwo, aby odkryć słabą stronę jego, coby je między słabe, pospolite córki Ewy strącić pozwalało.
Jedyną plamką, jaką mogły w Sylwji znaleźć, był zabawnie się przedstawiający, okrągluchny Polonus, jej ojciec, który, tuż ją ścigając, skarbu swego z oka nie spuszczał.
Ojciec ten kontuszowy dowodził, że i wychowanie panny, nawpół przynajmniej, staropolskie być musiało.
Czcigodny nasz szambelan Burzymowski na ten dzień występu coram publico przybrał był, na nieszczęście, fizjognomję jakąś niezwykłą, uroczystą, z którą mu nie było do twarzy. Czuć było, że ją zapożyczył. Wystroił się też, wiernym pozostając moribus antiquis, w najparadniejszy kontusz, w karmazynowy żupan, w złocisty pas nazbyt gruby, który na żołądku już i tak zaokrąglonym tworzył górę ogromną. Czapkę wspaniałą z obawy, aby mu jej nie pognieciono, niósł w ręku, wysoko unosząc nad głową.
Ale niczem było to wszystko przy nieocenionym wyrazie twarzy, na dni powszednie wesołej, jowjalnej, rubasznej, a na ten wieczór przerobionej w statystę.
Więc usta nadęte, czoło miał namarszczone, głowę wtył odrzuconą, a cała postawa wynaśladowaną była z jakiegoś niedobrego wzoru, dla szambelana niewygodną, dla patrzących zabawną.
Burzymowski, niosąc w garści zaproszenie, był pewnym, że jest w prawie zająć miejsce na straży około córki, i wcisnął się za nią między krzesła, depcząc suknie, miętosząc stroje, gdy nań zewsząd sykać zaczęto.
Pierwsze te rzędy krzeseł były wyłącznie tylko dla samych dam odseparowane.
Majorowa, widząc to, nachyliła mu się do ucha.
— Panie szambelanie, niech pan sobie miejsca szuka gdzie indziej, tu same kobiety! Widzi pan, tu nie można!